piątek, 3 grudnia 2021

Kolory zla

Prokurator Leopold Bilski po wcześniejszej sprawie Skalpela zostaje przeniesiony z Sopotu do prokuratury w Kartuzach. Niestety nie najlepiej radzi sobie on z tą degradacją i wyżywa się po trochu na swoich współpracownikach.
Tymczasem Anna Górska właśnie świetnie zdała egzaminy prokuratorskie i rozpoczyna w tym zawodzie pracę. Pierwszą poważną sprawą, którą musi się zająć jest zaginięcie trzynastoletniej dziewczynki, a jeden z tropów prowadzi do Kartuz. Pech chce, że to właśnie tam znika kolejne dziecko!

Podobało mi się umiejscowienie akcji powieści na Kaszubach. Sprawiło to, że z chęcią sama bym tam pojechała. Malownicze miasteczko ma swoje uroki oraz niesamowite oblicza, które przyciągają nas tam. W powieści znajdziemy pełno tajemnic ukrytych przez mieszkańców, różnego rodzaju wierzeń czy rytuałów – takie typowe dla małych miasteczek. Także można powiedzieć, że autorka odwaliła tu kawał naprawdę dobrej roboty.

Fabuła powieści jest mroczna, brutalna i szokująca. Powiązania porwań z Kościołem dają czytelnikowi do myślenia oraz naprowadzają po trochu na tematy pedofilii, o których niestety nikt w takich małych miasteczkach nie chce mówić. Ani w nie wierzyć.

Wątki, które tu mamy są bardzo dobrze przemyślane, ułożone i zawierające niesamowitą intrygę oraz dopracowane. Sprawia to, że naprawdę ciężko się od tej powieści oderwać.


Czerń” Małgorzaty Sobczak to powieść intrygująca, angażująca czytelnika w całości, zawierająca historię pełną napięcia. Powieść nie jest nudna, jej fabuła co prawda jest bardziej skomplikowana od poprzedniej ale sprawia to tylko, że czytelnik musi trochę pomyśleć nad jej rozwiązaniem.


Czerń

M Sobczak


 

środa, 10 listopada 2021

Z archiwum Bloga

Chyba zacznę od tego, co mi się w tej powieści nie spodobało. „Dżentelmen w Moskwie” to bardzo ambitny projekt, który nieco się rozpada, gdy autor, nie-Rosjanin, pisze o Rosji, tworząc jej wykładnię i analizując rozwój w trakcie trzech ważnych dekad – od rewolucji socjalistycznej międzywojnia przez stalinowski terror po rządy Chruszczowa. Nie twierdzę, że tkankę swojego państwa, tak delikatną i tak skomplikowaną, najlepiej potrafią opisać tylko ci, którzy piszą o Rosji jako jej obywatele i odwołują się do tradycji wielkich powieści XIX stulecia. Uważam jednak, że opowiadanie o tym, w jaki sposób Rosja usiłuje wyrazić się na nowo i usankcjonować zmiany tak boleśnie dotykające obywateli, domaga się pewnej wnikliwości i skoro już we wspomnianej tradycji – a objętość i struktura powieści Towlesa świadczą o tym, że związek jest – chce się ten kraj opowiadać, nie można traktować pewnych tematów powierzchownie. Autor każe nam skupiać się na losach rezolutnego arystokraty, który od początku do końca w swym anachronizmie i dystyngowaniu wzbudza czułość, bo jest po prostu prawym człowiekiem. Widzimy jednak wyraźnie, że Amor Towles chce wejść głębiej i nie do końca mu to wychodzi. Do wnętrza hotelu Metropol, z którego praktycznie nie rusza się hrabia Aleksander Iljicz Rostow, docierają zarówno bolszewicka propaganda, jak i ślady prześladowań oraz innych aktów autodestrukcji w imieniu rozwoju – o tej kwestii zresztą rozmawiają bohaterowie powieści, za mało i w sposób dość oględny. Rosja jest za drzwiami hotelowymi, ale iskrzy i ewoluuje w tym, co przynoszą do Metropolu jego goście, przyjaciele hrabiego. Towles chce z jednej strony zbudować panoramiczną powieść o ideologii, czynie i godności ludzkiej, ale z drugiej – tworzy przede wszystkim ujmującą oraz rzeczywiście chwytającą za serce opowieść o arystokracie z kręgosłupem moralnym, którego zabrakło jego otoczeniu.

Nie twierdzę, że to zła powieść. Ujmuje frazą, lekko się przez nią przedostajemy – coraz głębiej, gdzie jest też coraz bardziej mrocznie. Bo choć ujmują nietuzinkowe poczucie humoru autora i sposób, w jaki odziera z dramatyzmu to, co miałoby przejmować i wywoływać smutek, wciąż jednak od początku do końca jest to rzecz o wyjątkowo paskudnych sprawach – ludzkich oraz tych związanych z tworzeniem nowego państwa. Narzucaniem tego, co należy mówić, myśleć, jak żyć i w czyim imieniu podejmować jakiekolwiek działalności. W tyglu przemian Rostow – człowiek, który jest Rosjaninem z krwi i kości, a w pewnym momencie bezboleśnie odkleja się od rosyjskości. Obserwuje i słucha, ale nie bierze wiele do siebie. Ma wypracowany sposób zasadnych reakcji na zło tego świata, a w otaczających go ludziach chce odnaleźć tylko to, co najlepsze. Czasem jednak musi mieć cierpliwość – jak do kelnera dyletanta, z którego losami sprzęga się czytelna alegoria tego, kto osiąga w Rosji pozycję i szacunek oraz jak bardzo jest to iluzoryczne.

Amor Towles portretuje zderzenie bolszewizmu z indywidualnością. Nowych norm i oczekiwań z archaicznymi formami nakreślania treści i sensu życia. Hrabia Rostow ma wieść życie w hotelu Metropol, bo naraził się władzy pewnym wierszem (którego historia zaskoczy przy lekturze), a w związku z tym jest istotą niewygodną. Zbędną z punktu widzenia świata, który ma zostać stworzony po pierwszej wojnie światowej. Świata równości wszystkich obywateli, w którym arystokratyczne maniery i posiadanie są już czymś, z czego należy albo drwić, albo to odbierać. Tymczasem Towles pokazuje, w jaki sposób można pozostać poczciwym i uczciwym człowiekiem w czasach, które każdemu naginają jego kręgosłup moralny. Hrabia otacza się ludźmi, którym często daleko jest do niego ideologicznie, ale którzy dostrzegają tę szarmanckość, poczucie własnej wartości i jednoczesną uprzejmość. Towar deficytowy w czasach walki o kolektyw, które to czasy kolektyw przede wszystkim zastraszają.

Mamy więc barwną opowieść o indywidualiście, który każdemu się kłania i z każdym chce żyć w zgodzie. Są także ciekawe postacie drugiego planu. Pewna aktorka, którą los zwiąże z hrabią nie tylko po to, by dzielili namiętność. Przyjaciel z młodości, najciekawsza chyba postać powieści, który najpierw uwierzy w idee, a potem zostanie przez nie pożarty. Mindicza poznajemy w momencie, w którym pełen entuzjazmu przyjeżdża zorganizować spotkanie poetów proletariackich i mocno wierzy w to, że Achmatowa czy Mandelsztam dołączą do tego grona. Potem widzimy, w jaki sposób system doświadcza Mindicza, którego związki z literaturą najsubtelniej ukazują ogrom hipokryzji oraz złowieszczą atmosferę zagrożenia wolności słowa – to wszystko prowadzi do smutnego finału. Rostow nie podda się temu smutkowi. Sprawi się dobrze w roli kelnera, kochanka, także ojca pozostawionej pod jego opieką dziewczynki. Wyjdzie z twarzą z każdej trudnej sytuacji. Jednocześnie wciąż tkwić będzie uwięziony w Metropolu i w czasach, z których się nie wydobył – mentalnie i emocjonalnie. Czyta „Próby” Montaigne’a, potrafi patriotycznie bronić zasług Rosji przed Niemcem, zaprzyjaźnia się z Amerykaninem i umie z lekkością oraz wyjątkową pogodą ducha przechodzić przez kolejne etapy drapieżnych zmian rosyjskich. Tych, które pochłaniają ludzkie istnienia, ale którym nie jest dany dostęp do świadomości hrabiego Rostowa.

W gruncie rzeczy to bardzo ciekawa książka, dość odważna i zmuszająca do różnego rodzaju przemyśleń. Panoramiczna opowieść o ludzkich niepokojach oraz problemie jednostki dającej się łatwo wmanewrować w narzucony pogląd o kształcie przyszłości. W lekko przesłodzonej konwencji, która jest jak najbardziej zamierzona – albo zamierzona we fragmentach. Tak naprawdę to opowieść o ludziach poszukujących przestrzeni, w której wyrażą się naprawdę. I wolności wewnętrznej, która jest w Rosji towarem deficytowym, a może też przywilejem danym nielicznym. Rostowowi na pewno. Towles skutecznie przykuje uwagę i pozwoli na odbycie podróży do czasu, w którym nikt nie chciałby się chyba znaleźć. Każdy chciałby mieć za przyjaciela tytułowego dżentelmena. Bo warto być przyzwoitym nawet wówczas, gdy trzeba niekiedy dopasować się do czasu i miejsca, które nie znają pojęcia przyzwoitości. Hrabia jest takim trochę rosyjskim Robinsonem, który w każdej trudnej sytuacji jest w stanie odnaleźć pozytywy i przekonać do tego innych. Wchodzi w bliskie relacje z ludźmi, którzy prawdopodobnie nie stworzyli podobnych z nikim innym. Zachwyca i inspiruje. To nie jest jednak powieść jednej postaci. Niezbyt dosadnie zarysowani bohaterowie drugiego planu chwilami grają u Towlesa pierwsze skrzypce, ale zawsze, nazbyt często, skryci są w blasku Rostowa. Co może być zaletą, ale także wadą tej książki.


Z pewnością wartej bliższego poznania.


 

niedziela, 31 października 2021

Czytadelko

 

Stary dom w okolicach Torquay, z połową nieużywanych pokoi, w których krążą jeśli nie duchy to przynajmniej wspomnienia zmarłego wuja i historii, która jest owiana tajemnicą. Do domu ciotki Hortence po latach nieobecności przyjeżdża młoda Madeleine Hyde (nazwisko znaczące), aby ochłonąć po wydarzeniach, które nadszarpnęły jej nerwy. Oczywiście miejsce, które wybrała, w żaden sposób nie nadaje się na taki odpoczynek. Po pierwsze: stare domiszcze nie bez powodu jest nazywane Wzgórzem Mgieł, bowiem natychmiast po przyjeździe Madeleine dom zaczyna tonąć w mgle tak gęstej, że nie sposób zrobić kroku. Po drugie: z miejscem tym wiąże się nieudana miłość i przykre wspomnienia z dawnych lat.

Gdy towarzystwo zamieszkujące okolicę zjeżdża się na wspólne wywoływanie duchów (całkiem udana scena), dochodzi do tragedii. Podczas seansu umiera medium. Jednak jego śmierć, pomimo oczywistej przesłanki, jaką jest zerwanie przez jednego z uczestników seansu kręgu, nie wydaje się tak zrozumiała. Otóż medium, czyli pani Flora, chorowała, zażywała leki, a stan ciała wskazuje na to, że mogła zażyć coś więcej niż tylko leki.

Rozpoczyna się śledztwo rodem z kryminałów Agaty Christie, które dosyć szybko zostaje przytłumione przez wątek romansowy.

Mamy w Damie z wahadełkiem znane elementy tworzenia nastroju, do których należy tajemnicza śmierć, ponure okoliczności zdarzenia, niemożność opuszczenia miejsca zbrodni, rosnąca nieufność wobec wszystkich zgromadzonych, a także kolejne tajemnice, które mają wpływ na teraźniejszość. Rozwijająca się akcja pozwala śledzić losy bohaterów i próbować odkryć, kto zabił (jeśli zabił) panią Florę. Narratorce udaje się do ostatniej chwili utrzymać nastrój grozy i tajemniczości, aby w ostatnich scenach mocno zaskoczyć rozwiązaniem zagadki.

Mnie się czytało dobrze w długi wieczór.


sobota, 16 października 2021

Serial

Jedna z dzielnic Kopenhagi. Na małym placu zabaw policja odkrywa zwłoki kobiety z odrąbaną dłonią. Morderca nad nimi powiesił kasztanowego ludzika. O kobiecie wiadomo niewiele - tyle że wychowywała ośmioletniego syna wraz z partnerem. W momencie makabrycznego odkrycia mężczyzna przebywał w delegacji.

Do wyjaśnienia sprawy zostają wyznaczeni kopenhascy policjanci z Komendy Głównej Policji. Wśród nich jest Naia Thulin, policjantka, która marzy tylko o tym, by przenieść się do pracy wydziale przeznaczonym do walki z cyberprzestępczością w całej Europie. Jeszcze tylko pozostanie jej wyjaśnić makabryczne zdarzenie. Ma ją wspomagać niejaki Hess, policjant, który na pewien czas został zawieszony w pracy w Europolu. Wyjątkowo nie jest zadowolony z tego, że trafił do Kopenhagi. Początkowo para śledczych nie przepada za sobą, ale w miarę rozwoju akcji ich sympatie się zmieniaja



Tymczasem śledztwo się rozkręca w stronę nieprawdopodobnej historii. Okazuje się, że na kasztanowym ludziku odkryto odcisk palca Kristine, córki minister spraw społecznych Rosy Hartung. Tymczasem 12-letnia Kristine przepadła rok wcześniej bez wieści i uznana została za martwą. Co prawda nigdy nie odnaleziono jej ciała, ale skazano człowieka, który przyznał się do zbrodni. Matka Kristine właśnie wraca, po rocznej przerwie, do pracy. Ani ona, ani jej mąż nie mogą sobie poradzić z traumą po zniknięciu córki. 

Wkrótce w Kopenhadze dochodzi do kolejnego morderstwa. Znów zostają odkryte okaleczone zwłoki młodej kobiety, a obok nich ręcznie wykonany kasztanowy ludzik. I ponownie na kasztanach odkryto odcisk palca Kristine. Policja już wie, że ma do czynienia z psychopatą. Nie ma natomiast punktu zaczepienia, nie wie, w którą stronę poprowadzić śledztwo. Czy ofiar będzie więcej? Czy uda się schwytać mordercę? I czy wyjaśniona zostanie sprawa zaginięcia Kristine? 





 

czwartek, 7 października 2021

Dzialam mimo problemow

 Wczoraj był Dzień Porażenia  Mózgowego. Ten rok jest przełomowy w moim życiu.

- pisze ksiązke

- znalazłam Asystenta 

Mogę częściej wychodzić z domu  

-   odnowiłam kontakt ze znajomymi

Spotkałam się nawet z Bartkiem pozdrawiam Cie Draniu serdecznie.

A rozwijać się mogę Dzieki Wam i rehabilitacji

Specjalne podziekowania dla Bartka za pomysł z Blogiem

   

sobota, 4 września 2021

SEKRET LISTU

Zaczynając czytać " nie wiedziałam czego mogę się spodziewać, ponieważ nie miałam wcześniej styczności z twórczością Lucindy Riley. " znalazłam nie tylko mnóstwo intryg, tajemnic i zagadek. Ta powieść to również zetknięcie się z pięknym stylem autorki i doświadczenie ogromnej ciekawość tego, co przyniosą kolejne strony.

Joanna Haslam jest dziennikarką biorącą udział w pogrzebie wybitnego brytyjskiego aktora Jamesa Harrisona. W uroczystości bierze udział wiele znanych osobistości i kobieta liczy na to, że uda jej się napisać ciekawy artykuł, co poprawi jej pozycję w redakcji. Ceremonia przybiera jednak dla Joanny niespodziewany oraz niepożądany obrót. Pewna staruszka zwraca się do niej z prośbą o pomoc i w efekcie obydwie kobiety opuszczają nabożeństwo przed jego zakończeniem. Joanna traci szansę na zgromadzenie informacji niezbędnych do napisania artykułu, co jest powodem jej niezadowolenia. Kobieta jednak nie zdaje sobie sprawy, że przypadkowo nawiązana znajomość pozwoli jej odkryć skrywany przez lata sekret. Po kilku dniach Joanna otrzymuje list będący pierwszym puzzlem w skomplikowanej układance tajemnic pilnie strzeżonych przez brytyjską monarchię...
Powyższy opis jest tak naprawdę kroplą w morzu wydarzeń, które miały miejsce w tej książce. Chyba nigdy wcześniej nie miałam okazji przeczytać powieści skrywającej w sobie tak wiele ujawnianych stopniowo tajemnic i intryg. Dodatkowo niemal każdy rozdział kończył się w sposób wywierający jeszcze większą ciekawość i chęć natychmiastowego zapoznania się z dalszymi losami bohaterów. Starałam się wraz z główną bohaterką rozwiązać zagadkę tajemniczego listu. Nie zabrakło przy tym elementów zaskoczenia i niepodziewanych zwrotów akcji. "Sekret Listu" jest skomplikowaną i jednocześnie subtelną opowieścią o miłości, przyjaźni i poszukiwaniu siebie. Jeśli lubicie książki, w których akcja rozwija się stopniowo, a kolejne elementy układanki są przez autora dawkowane, to " na pewno się Wam spodoba.

 

sobota, 14 sierpnia 2021

Islandia

 

Jest rok 1686. Rosa mieszka w niewielkiej osadzie, a po śmierci ojca ona i matka popadają w kłopoty. Głodują, nie stać ich na zakup żywności, a bez pomocy mężczyzny nie są w stanie jej zdobyć. Kiedy więc w wiosce zjawia się zamożny mężczyzna, przywódca grupy zamieszkującej oddaloną o cztery dni drogi nadmorską wieś, i znienacka oświadcza się Rosie, dziewczyna go przyjmuje – wbrew obawom matki i podszeptom własnego serca. Musi pożegnać się z chłopcem, z którym łączy ją przyjaźń, a może nawet miłość, i poślubić niepokojąco pobożnego i chłodnego mężczyznę, ale dzięki temu jej matka będzie miała zapewniony byt. Jon, mąż Rosy, jest małomówny i skryty. Po dotarciu do nowego domu Rosa dowiaduje się, że nie wolno jej spotykać się z innymi mieszkańcami osady. Mimo to docierają do niej plotki o poprzedniej żonie Jona, która postradała zmysły i umarła z tajemniczych okolicznościach. Rosa doskonale radzi sobie z prowadzeniem gospodarstwa, ale samotność, burkliwość męża i nocne hałasy, o które nie może nikogo zapytać, sprawiają, że czuje się coraz bardziej osaczona i niespokojna.


Caroline Lea doskonale buduje atmosferę niepewności i zagrożenia. Bardzo, bardzo powoli odkrywa kolejne karty, tak niechętnie, jakby chciała nas otumanić tak samo, jak swoją bohaterkę. Gdzieś poza zasięgiem wzroku czekają mieszkańcy osady, zawieszeni między strachem a chęcią pomocy, między zawłaszczającym ich sumienia chrześcijaństwem, a wciąż żywymi przesądami i wierzeniami. Nie wiadomo, komu można zaufać, nie wiedzą tego zresztą nawet oni sami.


„Kobieta ze szkła” to doskonale napisana powieść historyczna, która nie tylko portretuje XVII-wieczną Islandię, ale też wprowadza nas w świat rządzony przez mężczyzn, w którym kobiety nie miały zbyt wiele siły sprawczej. Rosa, choć pozornie posłuszna i pogodzona z losem, okazuje się jednak równie silna jak mężczyźni, wśród których żyje. Jej relacja z mężem, który potrafi okazać jej przelotną czułość, ale jednak cały czas pozostaje zamkniętym w sobie nieznajomym, zmienia się i stopniowo rozwija. Są sobie obcy, ale nie do końca. Kiedy prawda o losie pierwszej żony Jona wyjdzie wreszcie na jaw, Rosa zostanie poddana ostatecznej próbie.


Świetna, mroczna i niepokojąca lektura, którą postawiłabym na półce obok „Skazanej” Hanny Kent, gdybym nie zdecydowała się na oszczędzanie miejsca na regałach i kupno ebooka.


Carolina Lea "Kobieta ze szkła"

Tłum. Łukasz Małecki

Wydawnictwo Literackie 2020



sobota, 31 lipca 2021

WIOSNA ZAGINIONYCH

 

Moje pierwsze spotkanie z Anna. Zdobywczynią Nagrody Wielkiego Kalibru.

Emerytowana policjantka Krystyna za nic nie pozwoli By ktoś mówił o niej starsza pani.

Mimo swoich 70 lat jest bystra. Samowystarczalna. Żywi się śmieciowo. Korzysta z internetu.

... Na życiu Krystyny cieniem położyło się zaginięcie jej brata przed przeszło pięćdziesięciu laty. 

W 1963 roku Roman i czwórka innych studentów wyruszyli na wyprawę w góry. Wróciło tylko jedno: Jacek. Krystyna nigdy się z tym do końca nie pogodziła, ale żyła normalnie – była zaangażowaną policjantką, założyła rodzinę

Po wielu  latach  spotyka Jacka w jednym z marketów. Najgorsze uczucia jakie do niego przez całe swoje życie żywiła powróciły. Zaczęła śledzić swojego dawnego kolegę, wobec którego miała złe zamiary. Obserwowała jego willę przez dłuższy czas, poznawała jego cykl dnia, aż w końcu uznała, że jest gotowa wyciągnąć z niego co się da i zabić. Zabić za wszystkie krzywdy jakie spotkały przez niego jej rodzinę. Jednak, gdy weszła do jego willi, okazało się, że ktoś ją ubiegł i wykonał za nią brudną robotę. Miejscowa policja będzie sprawować dochodzenie, Krystyna chcąc nie chcąc będzie im pomagać. Mimo, że jest główną podejrzaną, chce dowieść kto stoi za morderstwem jej dawnego przyjaciela. Krystyna stale myśli, że podejrzanym może być ten, który od 50 lat jest uznany za zaginionego

 Nie ma nigdzie brutalności zbytecznej jak dla mnie. Grozę da się zbudować bez nadmiaru krwi.

Przeczytałam dziesiątki książek I jestem pod wrażeniem 

Polecamy ja i W Chmielarz

czwartek, 15 lipca 2021

Zaczyna sie opowiesc

W Radcot, na brzegu Tamizy mieści się gospoda Pod Łabędziem, gdzie przy kuflu piwa stali bywalcy snują przeróżne historie. W ich ustach, a szczególnie w tych należących do Joego Blissa, męża Margot będącej właścicielką przybytku, nabierają one kształtu rozpalającego wyobraźnię słuchaczy oraz ulegają wielokrotnym przekształceniom w poszukiwaniu historii idealnej. Nie chodzi zatem o to, aby w stu procentach odpowiadały prawdzie (jeśli oczywiście traktują o prawdziwych wydarzeniach), ale aby trąciły w słuchaczach odpowiednią strunę, urzekły, skłoniły do refleksji i kazały poszukiwać kolejnych historii bądź jeszcze innej prawdy od tej przedstawianej przez aktualnie mówiącego. To opowieści żyjące własnym życiem, dzięki którym granica między światem realnym a światem wyobraźni zaczyna się zacierać. Jednak żaden z opowiadających w noc zimowego przesilenia nie jest w stanie przewidzieć, że najbardziej niezwykła historia jest dopiero przed nimi, a na dodatek będzie się ona rodziła i zmieniała na ich oczach. Rozpoczyna się od przejścia przez progi gospody pokiereszowanego mężczyzny z martwą dziewczynką w ramionach. Nieznajomy, który na wiele godzin traci świadomość, najprawdopodobniej w jakimś desperackim akcie odwagi musiał wyłowić ją z rzeki. Dziecko później cudownie ożywa i staje się zwiastunem wydarzeń łączących w niezwykły sposób losy grupki ludzi, w tym dwie rodziny mogące rościć sobie prawa do ocalonej. Ale im dalej w las – czy może zgodnie tytułem, w rzekę – tym bardziej sytuacja dziewczynki i powiązanych z nią osób się komplikuje, obfitując w dramaty, emocje i niezwykłe zwroty akcji, których nie powstydziłyby się najpopularniejsze, współczesne thrillery. Jaka jest jednak różnica między gatunkową, współczesną literaturą a tym, co udało się osiągnąć Diane Setterfield w „Była sobie rzeka”? Na pewno będzie to elegancki (choć nienadmiernie stylizowany) język, który nadaje wyjątkowej klarowności książkowej narracji. Jednak równie istotna jest niemożność gatunkowego zaszufladkowania powieści. Tu nie chodzi o to, że autorka miesza gatunki, ale o to, że dzięki odwołaniu się do tradycji oralnej nie musi poddawać się gatunkowym zasadom i pozwala swobodnie płynąć swojej opowieści. I jeśli w dzisiejszych thrillerach o zaginionych kobietach wszystko powinno być dopowiedziane, ponieważ czytelnik nie wytrzymałby związanego z niewiedzą napięcia, tak siłą „Była sobie rzeka” staje się ostatecznie niedopowiedzenie, w końcowym efekcie nabierające kształtów poruszającej alegorii. Na pierwszy rzut oka to nie jest jakaś wymyślna alegoria, bo wszystko opiera się tu na tytułowej rzece i jej rwącym, bądź – w zależności od zewnętrznych okoliczności – spokojnym nurcie. Pędząca woda staje się zatem alegorią życia, które w równym stopniu daje i odbiera, skazując bohaterów na cierpienie lub obdarzając małymi chwilami szczęścia. To jest oczywisty odbiór, ale w powieści Diane Setterfield mieści się znacznie więcej ścieżek interpretacji. Autorka, dołączając elementy fantastyczne będące w stanie decydować o kolejach ludzkiego losu, uprawia charakterystyczny dla literatury wiktoriańskiej model pozytywizmu fantastycznego. W równym stopniu jest spadkobierczynią tradycji Dickensa, co innych mistrzów ówczesnej literatury na czele z klasykiem opowieści niesamowitych, Sheridanem Le Fanu – specjalistą od ubierania w fikcję odpychającej i małostkowej codzienności. Bo przecież mimo nieodpartego uroku – „Była sobie rzeka” kreśli również obraz społeczności, wewnątrz której dzieją się rzeczy niegodziwe, warte jedynie potępienia, a zwykli ludzie, opowiadając o tych niegodziwościach, zwyczajnie próbują oszukać samych siebie i tym samym zmienić obraz nieprzyjaznej rzeczywistości, nadając jej znamiona akceptowalnej fikcji. A fikcja jest po prostu człowiekowi potrzebna, często do zwykłego przetrwania w realnym świecie. Budując poruszające portrety doświadczonych życiem bohaterów, autorka w fascynujący i przemyślany sposób tworzy granicę między tym, co uznajemy za tradycję, a tym, co zwiastuje nadchodzące nowe. Tradycyjna, ustna sztuka snucia opowieści wśród tej społeczności odpowiada dzisiejszemu obrazowi sieci informacyjnej, jednak ta dawniejsza mniejszy nacisk kładła na wszechobecne dziś manipulacje faktami, a większy na kształtowanie ludzkiej wyobraźni, co bardzo pomagało w budowaniu mechanizmów obronnych w walce z często ponurą, monotonną codziennością. Jednak w tej wiktoriańskiej rzeczywistości też nadchodzi nowe – poglądy Charlesa Darwina, technika, która dzięki cudowi fotografii potrafi uchwycić rzeczywistą chwilę, czy nowoczesne nauki na czele z psychologią, mające pomóc człowiekowi żyć lepiej, żyć w prawdzie. Czy tak jest? Czy tak się stało? Czy krążące między ludźmi opowieści są tak samo istotne dzisiaj, jak były kiedyś? Na to pytanie musimy odpowiedzieć sobie sami, najlepiej zatrzymując się na dłuższą chwilę na przeciągniętym nad literacką rzeką moście, który zbudowała między przeszłością a dniem dzisiejszym Diane Setterfield.

piątek, 2 lipca 2021

Nigdy nie opowiedziałam babci o okolicznościach narodzin Zuzy. Dla dobra rodziny zrezygnowałam z pracy i zostałam pełnoetatowa mamą. Maz nie życzył sobie by dzieci wychowywał ktoś obcy. Niestety szybko okazało się że Rafał woli Ode mnie inne kobiety. Tolerowałam to i ukrywałam przed dziećmi. Dopiero teść prxyznal że poderjrzewal syna o niewierność Ale nie chciał się wtrącać

piątek, 25 czerwca 2021

Moja ksiązka

Dopiero po obiedzie zdobyłam się na odwagę. Wyznałam cala prawdę bez owijania w bawełnę. Owocem jednego lata była Zuza. Mama doradziła mi nic nie mówić. Posłuchałam jej Dzisiaj bardzo tego żałowałam. Byłam wzorowa potulna zona. Zuzia miała roczek kiedy dostałam prace . Poszam na rozmowę z dusza na ramieniu. Miałam male dziecko nie byłam wymarzonym pracownikiem, agencji reklamowej. Na sczeszcie szef był ludzki. Nie powiedziałam o niczym Rafałowi. Az za dobrze znałam jego zdanie na ten temat. Bracia i siostry męża nie kwapili się do pomocy. Byłam zona matka opiekunką. Lata mijały zbyt szybko. Do naszej rodziny dołączył Jan. Wakacje w Dąbkach jak zwykle były udane . Dzieci szczęśliwe. Udało nam się spędzić urlop wspólnie z Iga. Ona i Tomek nie mieli dzieci. Pod koniec pobytu przyszły znajome objawy.

piątek, 4 czerwca 2021

Czerwiec

ina Majewska- Brown wprowadza nas w świat Poli, pani psychiatry, która wiedzie życie jako 40-letnia singielka. Po nieudanym małżeństwie z Arturem postawiła na karierę i siebie. Nie przyjmuje do wiadomości, że mogłaby jeszcze ułożyć sobie życie z jakimś facetem. Pola ma bardzo dobry kontakt z mamą, są wręcz najlepszymi przyjaciółkami. Ma również wsparcie w Madzi, kumpelce, która jest lub ma „gorzej od innych". Co niekoniecznie dobrze wpływa na ich relacje. Zawirowania w życiu Poli są tak ogromne, że zastanawia mnie fakt ile złego może przydarzyć się jednej osobie. Na samym końcu mamy notkę, że niektóre wydarzenia wydarzyły się naprawdę. Wiec podejście do książki zmieniło się diametralnie, bo na początku miałam ochotę rzucić książka o podłogę. Nie ze względu na całość, ale na to, jakie zachowania miała Pola czy Magda oraz eks teściowa. Pola wydawać by się mogło będzie silna kobieta, ale bieg wydarzeń i wszelkie przeciwności losu sprawiają, że Pola dużo zyskuje w moich oczach. Akcja jest przewrotna i jak już myślimy, że wszystko skończy się dobrze i zły omen opuścił Pole i zesłał jej anioła, tak autorka funduje nam kolejny rollercoaster. Autorka porusza tematy,które na co dzień nie dotykają nas, ale czy na pewno ? O depresji nikt głośno nie mówi. O tym, że potrzebujemy towarzystwa i wsparcia, mało kto się przyznaje. Niestety czasami boimy się poprosić o pomoc, zwłaszcza jak stracimy bliska dla nas osobę. A kłamstwa, którymi byliśmy karmieni mogą wpłynąć na nas i nasze życie. Książka jest poruszająca. Tak jak z dystansem podchodzę do obyczajówek, tak książka wywarła na mnie duże wrażenie. Pokazała, że warto walczyć o siebie swoje marzenia,ale też przedstawia nam sytuacje kryzysowe, w których człowiek może się znaleźć. Warto wziąć tekst autorki do siebie, bo kto wie może i nas dotkną kiedyś kłamstewka, które odbija się echem na nas. Pióro autorki jest lekkie ,czyta się bardzo dobrze i szybko. Jestem zdecydowanie na tak, Nina Brown Klamstewka

sobota, 1 maja 2021

Moja ksiazka

Wróciłam do domu wykończona. Marzyłam tylko o filiżance kawy i kolorowej gazecie do towarzystwa. Do matury mojego syna Jaska pozostały 2 tygodnie. Odpowiedni garnitur pozostawał w sferze marzeń. Tafil mi się wymagający egzemplarz Każdą odzież która znalazłam głownie krytykował. Mój maż wzięty lekarz oczekiwał że Ktoś przejmie po nim praktykę. Syn musi mieć porządny zawód czyli spełnić oczekiwania ojca. Dawno temu zapowiedział że nie będzie płacił za fanaberie dzieci. Niestety był tradycjonalista i rzadko zmieniał zdanie. Mawiał, że kobiety nie potrzebują szkol chyba że dla przyjemności. Ja co prawda studiowałam ale od 20 lat wspierałam karierę pana doktora prasując koszule do pracy. Nasze a właściwie moje córki nie sprawiały kłopotów i miały plan na Zycie Starsza Kornelia MIESZKALA W HISZPANII była dyrektorem hotelu. Młodsza Klara pilnie się uczyła i była bezproblemowa. Pozornie mieliśmy poukładane życie. Jednak od lat prowadziliśmy związek otwarty. Mąż niczego mi nie odmawiał, w zamian oczekując swobody, Mnie w udziale przypadła rola perfekcyjnej pani domu i matki. To prawda że mieliśmy godne i dostatnie życie. Czułam się nie jak kobieta partnerka tylko gosposią. A teraz jeszcze pojawił się Hubert. Pomyśle o tym jutro powiedziałam sobie. Dzieciaki zamówiły tarte ze szpinakiem na kolacje. W domu panowała niezmącona cisza. Rafał jak zwykle był w pracy. Pan doktor od spraw kobiecych. Nie miewał wolnego czasu. Dom był na mojej głowie. Maż nigdy nie interesował się moim pisaniem. Uważał to za nieszkodliwa rozrywkę. Popatrzyłam przez okno. Zima przypomniała sobie o nas. Cały ogród wyglądał jak z bajki. Trzeba było też odśnieżyć. Uroki mieszkania na wsi. Przypomniałam sobie tamten wieczór. Kiedy mój wspaniały mąż wrócił do domu z pomysłem na większe mieszkanie. Kilka dni wcześniej urodziłam Klarę Większe lokum stalo się super potrzebne Okazało się że znalazł dom do kupienia. Rudera ale tani Wyremontowaliśmy go powoli. Szyby zostały wstawione A wszystko było jasnożółte. Okiennice miały kolor myśliwskiej zieleni. Teraz w ogrodzie rosły miechunki. Żywopłot był idealnie p przycięty Dziś cale popołudnie wertowałam katalogi ogrodnicze. To była moja pasja choć wymagał wiele pracy. Dzięki temu mogłam gotować z naszych warzyw. Korzystałam z przepisow babci i działałam w kuchni. Żeby zmiękczyć pana doktora, trzeba było gotować po włosku. Od kilku dni nie zaglądałam do komputera. Czas to nadrobić Okazało się że oprócz służbowych maili czeka na mnie list. Dobrze się nam pisało. Czekałam na to Ale coś nie dawało mi spokoju Wielu jest ludzi którzy lubią zajmować się sprawami sąsiadów. Zaniedbując przy tym swoje własne. Wszystko widząca Małgorzata była jak zwykle na posterunku przy oknie. Widziała oczywiście że idzie do mnie listonosz Przypomniałam sobie tamto lato Musiałam gonić Ige Żeby oddala własna prace magisterską w terminie. Na szczęście miała mnie Jako urodzona prymuska musiałam sprostać wymaganiom rodziców. Pomagałam jej pisać Wiec była nadzieja że zdążymy. Dziś oświadczyła że pęknie jeśli zostanie dłużej w mieszkaniu, Wyciągnęła mnie do Ratuszowej. Dobrze się bawiłyśmy w towarzystwie znajomych. Tam zobaczyłam tego chłopaka Od razu mi się spodobał. Odprowadził mnie nawet do domu. Był chętny na dalszy ciąg wieczoru. Ale mój stały chłopak był w Gdańsku. Studiował medycynę od 5 lat. Nie wiem kiedy staliśmy się weekendowym związkiem związkiem. Nasze uczucia były od dawna letnie. Miałam coraz więcej wątpliwości co do wrześniowego ślubu. Ale nasi rodzice znali się od zawsze. Czekali od dawna na moment. Aż ich dzieci, które razem chodziły do przedszkola wezmą ślub i zrobią ich dziadkami. Spotykaliśmy się jedno lato. Od początku czułam ze to cos wyjątkowego. Pamiętałam obiad, który pomagała mi gotować Iga. Zaprosiłam rodziców aby powiedzieć im o rezygnacji ze ślubu, Gdybym to zrobiła… Niestety Hubert nie pojawił się na obiedzie Ani nigdy więcej Minęło sporo czasu zanim się z tym pogodziłam. Musiałam przestać się oszukiwać .Miał inne plany życiowe bezecnie. Tymczasem ja zostałam panna młodą. Kiedy niedługo później okazało się że jestem w ciąży Jakoś nie potrafiłam się cieszyć. Zuzia nie była dzieckiem Rafała wiedziałam to ja Ale mama nie przyjęła tego do wiadomości. Zle się stalo, że Walas się w romans. Ale pewności co do ojcostwa nie masz To taki porządny chłopak. Powinnaś się cieszyć ze ślubu jest ambitny. Nie będziesz musiała pracować Celina zawsze chciała mieć córkę. Zjechałam z nowoczesnej autostrady na dwupasmowa sosze odchodząca od brzegu wody. Zbiczno tu zawsze czułam się u siebie uwielbiałam pływać Spędzaliśmy tu wakacje z malutka Klarą, Dojechałam do piętrowego wiejskiego budynku w którym się wychowała. Pobielana weranda okalała dom. Kosze z wiecznie zielonym geranium stały dookoła Brakowało tylko babci jak zwykle była w kuchni

czwartek, 22 kwietnia 2021

Idzie Mróż

Seweryn wraz z dwoma małymi córeczkami powraca po latach do swoich rodzinnych Żeromic , by rozpocząć nowe życie i nową pracę w nowym miejscu, z dala od przeszłości. Na stacji spotyka Michala, jego dawna dziewczyna założyła rodzinę i jest policjantką . Kaja od lat, każdego roku, otrzymuje list od swojego zmarłego ojca. A w owych listach niby nic specjalnego do chwili, gdy nie okazuje się, że każda z wiadomości ma swoje drugie dno. Seweryn i Kaja wpadają na pierwszy trop, potem kolejny, sprawa zaczyna komplikować obojgu życie. Małe miasteczko o ustalonych zasadach, , tajemnica z przeszłości oraz mała społeczność, która lubi babrać się w swoich brudach, czyli wszystko co ma być jest na swoim miejscu. Nie liczcie na wiele. Nie rzuca na kolana. To moje kolejne podejście i ostatnie. Ale nadaje się na urlop. Zaczyna się jak należy

sobota, 17 kwietnia 2021

Gambit

zachy indyjska gra jedna z najstarszych ma świecie. Dla jednych nuda dla drugich fascynacja. Powieść zaczyna się niczym jedna z historii Dickensa. Samotna osierocona, smutna dziewczynka trafia do domu dziecka. Musi radzić sobie w świecie surowych opiekunów i wrogich rówieśników. Wszystko to rozgrywa się w szarej i nijakiej rzeczywistości. To początek drogi na szczyt. Niestety musi z czasem zmierzyć się także z nałogiem. Pr obuje zostac najlepsza szachistka na świecie Na jej drodze staje świetny zawodnik zza żelaznej kurtynyN Niebywały talent Beth, lekceważony przez opiekunów, mógł się rozwinąć dopiero po zamieszkaniu u adopcyjnej rodziny. A kiedy już się objawił, okazał się być ogromny, pokonujący przeszkody i mistrzów, nadający miano cudownego dziecka, zamykający usta wszystkim krytykom. Czas, w którym Autor umieścił swą opowieść, nie sprzyjał dziewczynie szachistce. Za młoda, za odważna i nieustępliwa. No i do tego kobieta w Stanach, które uważały szachy za nieszkodliwe, nudne zajęcie dla mężczyzn bez werwy. Wszystkie te stereotypy Beth łamała jeden po drugim, wywoływała zdziwienie, potem podziw, pokonywała najlepszych i wygrywała spore pieniądze. I to chyba tyle, jeśli chodzi o blaski... Jak znieść świat, który spycha nas na bok? Jak bez pomocy zwalczyć samotność, stres, chęć walki o ukochane zajęcie? Życie Beth to obraz zza mgły. Spoza garści zielonych tabletek na uspokojenie i wypitych butelek alkoholu. Dno, z którego dźwigały tylko szachy, choć czasem i one nie wystarczały. Zrujnowane związki, zawsze letnie uczucia. Na szczęście, także przyjaźnie i ten jedyny ktoś, kto trwa. Spotkać na swojej drodze ludzi, którzy uczą, wspierają a zamiast rywalizacji wybierają pomoc i uczciwość to wielki dar. Paskudna koleżanka bez której nie można już żyć, gburowaty woźny, który tworzy ścianę chwały, przyjaciel, który zadzwoni do Związku Radzieckiego by wykrzyczeć pomoc, gdy arcymistrzowie tworzą mur nie do przebicia. To dary, które w połączeniu z pasją i wielką intuicją czynią z Beth symbol pokonania trudów każdej maści - fizycznego, alkoholowego i narkotycznego upadku, politycznych obostrzeń czasów zimnej wojny, odchodzenia i obojętności bliskich. Autor, sam będąc fascynatem królewskiej gry, stworzył powieść, którą czyta się niczym thriller. Partia szachów jest opisana jak pojedynek, ręce pocą się z emocji! Życiowe trudy dzielimy z bohaterką, jakbyśmy sami musieli je dźwigać. Współczujemy jej, kibicujemy, ganimy za złe decyzje J esli macie dosc bo wszedzie o tym mowia i tak polecam

wtorek, 6 kwietnia 2021

Polska kryminalem stoi

Na plaży w Sopocie znalezione zostają zwłoki młodej kobiety. Ciało zostało nietypowo okaleczone. Patolog sądowy zwraca uwagę prowadzącemu sprawę prokuratorowi Leopoldowi Bilskiemu na podobieństwo do morderstwa sprzed 17 lat. Ofiarą była wtedy córka znanej sędzi, Heleny Boguckiej, a sprawcy nigdy nie odnaleziono. Czy w Sopocie pojawił się seryjny morderca, a może naśladowca? Bilski zaczyna grzebać w dawnej sprawie i szukać podobieństw i punktów stycznych. Tych jest zadziwiająco dużo – podobny typ urody dziewczyn czy ich talent wokalny. Choć zwierzchnicy Bilskiego dążą do jak najszybszego rozwiązania sprawy i zamknięcia pierwszego podejrzanego, prokurator nie daje za wygraną. Wskazówek dostarcza mu matka pierwszej ofiary, Helena Bilska. Powiedziałabym, że zgrabna fabuła z zaskakującą puentą, mniej więcej jak z klasycznych angielskich kryminałów. Sporo mylnych tropów, ostateczne rozwiązanie trochę przerysowane i komiksowe, ale do przyjęcia. Jednak „Czerwień” ma swoje wady. Jedną z nich jest konstrukcja głównego bohatera – prokurator Bilski jest ni to staroświecki, ni to fajtłapowaty, dziwnie niezdecydowany i nieogarnięty, a z drugiej strony zdolny do przylania podejrzanemu po mordzie. Podoba mu się jego asystentka, ale zachowuje się wobec niej co najmniej jak facet z Seksmisji, mocno nieporadnie. Nieporadność i brak profesjonalizmu towarzyszą Bilskiemu także w życiu zawodowym. „Daje ciała” na konferencji prasowej, pozwala na prowokacje wobec podejrzanego a w czasie tej prowokacji po prostu…wycisza telefon i idzie grać w karty. Kompletnie psychologicznie nieprawdopodobny. Drugim, według mnie, minusem książki, są okropnie drętwe dialogi, zwłaszcza między Bilskim a jego pomocnikami, Pająkiem i Kitą. Nad tym aspektem pisarstwa autorka powinna zdecydowanie popracować. Ciekawy jest natomiast wątek mafijnego Sopotu, a przede wszystkim sędzi Boguckiej, znacznie bardziej interesujący, spójny i logiczny. To ta postać zasługuje tutaj na miano głównej bohaterki, zresztą pełni rolę drugiego narratora, choć pozostaje w cieniu Bilskiego. Niesłusznie, ta postać jest spójna i na tyle silna, że mogłaby śmiało pociągnąć akcję. I byłoby to chyba ciekawsze. Czerwień M Sobczak

sobota, 13 marca 2021

TRUDNY WYBOR

Wielu jest ludzi którzy lubią zajmować się sprawami sąsiadów. Zaniedbując przy tym swoje własne. Wszystko widząca Małgorzata była jak zwykle na posterunku przy oknie. Widziała oczywiście że idzie do mnie listonosz Przypomniałam sobie tamto lato Musiałam gonić Igę Żeby oddala własna prace magisterską w terminie. Na szczęście miała mnie Jako urodzona prymuska musiałam sprostać wymaganiom rodziców. Pomagałam jej pisać Wiec była nadzieja że zdążymy. Dziś oświadczyła że pęknie jeśli zostanie dłużej w mieszkaniu, Wyciągnęła mnie do Ratuszowej. Dobrze się bawiłyśmy w towarzystwie znajomych. Tam zobaczyłam tego chłopaka Od razu mi się spodobał. Odprowadził mnie nawet do domu. Był chętny na dalszy ciąg wieczoru. Ale mój stały chłopak był w Gdańsku. Studiował medycynę od 5 lat. Nie wiem kiedy staliśmy się weekendowym związkiem związkiem. Nasze uczucia były od dawna letnie. Miałam coraz więcej wątpliwości co do wrześniowego ślubu. Ale nasi rodzice znali się od zawsze. Czekali od dawna na moment. Aż ich dzieci, które razem chodziły do przedszkola wezmą ślub i zrobią ich dziadkami. Spotykaliśmy się jedno lato. Od początku czułam ze to cos wyjątkowego. Pamiętałam obiad, który pomagała mi gotować Iga. Zaprosiłam rodziców aby powiedzieć im o rezygnacji ze ślubu, Gdybym to zrobiła… Niestety Ksawery nie pojawił się na obiedzie Ani nigdy więcej Minęło sporo czasu zanim się z tym pogodziłam. Musiałam przestać się oszukiwać .Miał inne plany życiowe bezecnie. Tymczasem ja zostałam panna młodą. Kiedy niedługo później okazało się że jestem w ciąży Jakoś nie potrafiłam się cieszyć Deszcz padał z szarego nieba

piątek, 19 lutego 2021

Wesele

Listopad 1900 roku zapisał się w Krakowie sławetnym ślubem poety Lucjana Rydla i chłopki Jadwigi Mikołajczykówny w kościele Mariackim oraz weselem w podkrakowskich Bronowicach, o którym potomnym opowiedział Stanisław Wyspiański. Mija sto lat od tego wydarzenia i, jak przewidziała bohaterka powieści „Złoty Róg”, profesorowa Zofia Szczupaczyńska, spostrzegawcza i nieco wścibska krakowska panna Marple, po stu latach o tym skandalu wciąż głośno. Skandal, o którym plotkował cały Kraków – ślub poety i chłopki opisał pan Wyspiański, choć Zofia Szczupaczyńska miała wiele uwag co do skrupulatności autora, dość, że wychodząc po spektaklu „Wesela” skwitowała: „Nie mogłam uwierzyć, co ten Wyspiański z tego zrobił! To w ogóle nie tak było! A poza tym z całą pewnością nie miałam na sobie sukni w kolorze bordo!” Wyspiański nie był tak przenikliwym obserwatorem rzeczywistości jak pani Zofia Szczupaczyńska, co umknęło poecie tej weselnej nocy, ona odnotowała. Choć więc czytelnik rozpozna w powieści „Złoty Róg” postaci, które sportretował Wyspiański w narodowym dramacie, dzięki profesorowej Szczupaczyńskiej będzie mógł spojrzeć na nie z nieco innej perspektywy. Oto spiesząc się na wiadomy ślub do kościoła Mariackiego Zofia Szczupaczyńska trafia na tłum gapiów pod swoim domem na ul. św. Jana 30. W sąsiedniej bramie znaleziono bowiem ciało mężczyzny. Z konieczności krakowska panna Marple rzuca jedynie okiem na miejsce zbrodni, ale już wkrótce okazuje się, że trop zawiedzie ją do Bronowic, na słynne wesele. A tam Szczupaczyńskiej udaje się nie doprowadzić do kolejnej galicyjskiej rabacji. Profesorowa pojawiła się 5 lat temu. Znudzona życiem bezdzietna mieszczka krakowska. Zajęta budowaniem pozycji towarzyskiej i wspieraniem niezbyt udanej kariery naukowej męża. Powraca Zofia Szczupaczyńska jest rasową krakowską matroną, choć nie z urodzenia. Kiedy ją poznajemy, jest Dulską w każdym calu, jakby wyskoczyła prosto z dramatu Zapolskiej. Skąpa, świętoszkowata, sztywna jak kij od miotły, skora do łatwych ocen, okopana w swoich poglądach, zamknięta na wszelkie nowości, złośliwa i wredna. Autorzy droczą się i naśmiewają ze swojej bohaterki, kiedy np. wkładają w jej usta krytykę twórczości Wyspiańskiego. O, Matejko to był malarz, a ci współcześni pacykarze!… Wszystko schodzi na psy! W dobie wielkiej wystawy prac Wyspiańskiego w Muzeum Narodowym jest to dla mnie szczególnie zabawne. Zloty Rog Szymiczkowa

czwartek, 4 lutego 2021

Tajemnica - moje pisanie

W domu panowała niezmącona cisza. Rafał jak zwykle był w pracy. Pan doktor od spraw kobiecych. Nie miewał wolnego czasu. Dom był na mojej głowie. Maż nigdy nie interesował się moim pisaniem. Uważał to za nieszkodliwa rozrywkę. Popatrzyłam przez okno. Zima przypomniała sobie o nas. Cały ogród wyglądał jak z bajki. Trzeba było też odśnieżyć. Uroki mieszkania na wsi. Przypomniałam sobie tamten wieczór. Kiedy mój wspaniały mąż wrócił do domu z pomysłem na większe mieszkanie. Kilka dni wcześniej urodziłam Klarę Większe lokum stalo się super potrzebne Okazało się że znalazł dom do kupienia. Rudera ale tani Wyremontowaliśmy go powoli. Teraz w ogrodzie rosły miechunki. Żywopłot był idealnie p przycięty Dziś cale popołudnie wertowałam katalogi ogrodnicze. To była moja pasja choć wymagał wiele pracy. Dzięki temu mogłam gotować z naszych warzyw. Korzystałam z przepisow babci i działałam w kuchni. Żeby zmiękczyć pana doktora, trzeba było gotować po włosku. Od kilku dni nie zaglądałam do komputera. Czas to nadrobić Okazało się że oprócz służbowych maili czeka na mnie list. Dobrze się nam pisało. Czekałam na to Ale coś nie dawało mi spokoju

niedziela, 31 stycznia 2021

WYBOR

Nowy Jork to jedno z bardziej zaludnionych miast Stanów Zjednoczonych, miasto, które nigdy nie śpi, uważane za jedno z najbardziej otwartych miast świata. Są lata 90. XX wieku, nastoletnia Deborah zamieszkuje jedną z dzielnic - Brooklyn. Uwięziona w swojej rodzinie i religii. Dziewczyna nie zna kina, książek, muzyk, elementów popkultury, nie spotyka się z rówieśnikami. „Unorthodox. Jak porzuciłam świat ortodoksyjnych Żydów” to autobiograficzna opowieść Deborah Feldman. Dziewczyna nie godząc się na życie oferowane przez religię i kulturę postanawia uciec. Nie godzi się na życie, gdzie grzechy są starannie ukrywane. Nie godzi się na życie pełne zakazów i nakazów. Nie godzi się na życie w cierpieniu. Nie godzi się na zniewolenie. Nie godzi się na przemoc. Mało kto wie, że judaizm dzieli się na wiele odłamów. Jednym z nich jest ortodoksja czyli ścisła wierność doktrynie religijnej. W ósmym dniu po urodzeniu chłopiec powinien być obrzezany. Matka uważana jest za nieczystą przez siedem dni po urodzeniu chłopca i czternaście po urodzeniu dziewczynki. W wieku 12 lat dziewczynka jest postrzegana jako dorosła, chłopiec gdy osiągnie 13 lat. Od tego momentu muszą przestrzegać halachę (prawo żydowskie, na które składa się 613 przykazań, w tym 248 nakazów i 365 zakazów, dodatkowo reguluje stosunki między kobietą, a mężczyzną). Ortodoksyjny Żyd nie może podziwiać urody kobiet, wąchać ich perfum i słuchać śpiewu. Zakazane są związki homoseksualne i masturbacja. Każdy Żyd musi mieć żonę i jak największą liczbę dzieci. Przed ślubem są angażowane zaręczyny. Ważne jest, że to nie młodzi wybierają swoją drugą połówkę. Ortodoksyjny Żyd powinien modlić się trzy razy dziennie i spożywać koszerne jedzenie. „Unorthodox. Jak porzuciłam świat ortodoksyjnych Żydów” to poruszająca podróż w głąb środowiska ortodoksyjnych chasydzkich Żydów. Feldman jest szczera w przekazie, choć zdradza największe sekrety tej hermetycznej społeczności. Decyzja o odejściu dojrzewała w niej od dawna, kolejne złe wydarzenia pozwoliły nadać życiu wiadomy bieg. Dużo tu zwrotów, rytuałów czy nazw związanych z ich kulturą, religią i obrzędami. Wiele nie jest wytłumaczonych, co przeszkadza w lekturze (a trudno skupić się na lekturze, jeśli trzeba co chwilę zaglądać do Internetu). W ogólnym odbiorze czegoś zabrakło – może bardziej emocji, przeżyć? Deborah po prostu przekazuje czytelnikowi swoją decyzję, bo przecież już tytuł zapowiada, że będzie to historia dziewczyny, która porzuci dotychczasowe życie. Plusem jest to, że autorka nie ocenia chasydów, nie wydaje opinii na ich temat, wyczuwa się poszanowanie do wielowiekowej tradycji, zwyczajów, wiary. Porzuca świat Żydów, ale nie porzuca Boga. Konstrukcja jest dość monotonna, co sprawia że i odbiór staje się taki, jakby zabrakło „życia” w niektórych fragmentach. Nie ma ciągłych zaskoczeń i szoku, choć Dewojre pisze o rzeczach niewyobrażalnych. ​

czwartek, 14 stycznia 2021

Trudny wybor

Wróciłam do domu wykończona. Marzyłam tylko o filiżance kawy i kolorowej gazecie do towarzystwa. Do matury mojego syna Jaska pozostały 2 tygodnie. Odpowiedni garnitur pozostawał w sferze marzeń. Tafil mi się wymagający egzemplarz Każdą odzież która znalazłam głownie krytykował. Mój maż wzięty lekarz oczekiwał że Ktoś przejmie po nim praktykę. Syn musi mieć porządny zawód czyli spełnić oczekiwania ojca. Dawno temu zapowiedział że nie będzie płacił za fanaberie dzieci. Niestety był tradycjonalista i rzadko zmieniał zdanie. Mawiał, że kobiety nie potrzebują szkol chyba że dla przyjemności. Ja co prawda studiowałam ale od 20 lat wspierałam karierę pana doktora prasując koszule do pracy. Nasze a właściwie moje córki nie sprawiały kłopotów i miały plan na Zycie Starsza Kornelia MIESZKALA W HISZPANII była dyrektorem hotelu. Młodsza Klara pilnie się uczyła i była bezproblemowa. Pozornie mieliśmy poukładane życie. Jednak od lat prowadziliśmy związek otwarty. Mąż niczego mi nie odmawiał, w zamian oczekując swobody, Mnie w udziale przypadła rola perfekcyjnej pani domu i matki. To prawda że mieliśmy godne i dostatnie życie. Czułam się nie jak kobieta partnerka tylko gosposią. A teraz jeszcze pojawił się Hubert. Pomyśle o tym jutro powiedziałam sobie. Dzieciaki zamówiły tarte ze szpinakiem na kolacje.

sobota, 9 stycznia 2021

Rozczarowanie 2021

Pierrwsze tysiąclecie powoli dobiega końca, nadciąga czas wieków ciemnych. Anglia pogrąża się w chaosie. Najazdy wikingów, Normanów i Walijczyków pustoszą kraj, sieją terror i zniszczenie. W tych trudnych czasach, ogarniętych przez wielką historię próbują odnaleźć się zwykli ludzie. Piękna normandzka księżniczka, która ucieka przed własną rodziną. Młody szkutnik, który traci wszystko, by szukać nowej nadziei. I ambitny mnich, któremu marzy się o stworzeniu nowego centrum nauki. Ich losy splotą się na przestrzeni kilku lat, a połączy ich wspólna walka, ideały oraz wspólni wrogowie.requel najpopularniejszej powieści Kena Folletta, sprzedanej w ponad 27 milionach egzemplarzy na całym świecie. Równo 30 lat po publikacji "Filarów Ziemi" pisarz ponownie zaprasza czytelników do pełnego namiętności i pragnień miasteczka Kingsbridge! U świtu nowej ery w dziejach Anglii bohaterowie będą walczyć o to, co jest istotą wolności – o prawo, które nie służy tylko rządzącym. "I nazwał Bóg światłość dniem, a ciemność nazwał nocą. I tak upłynął wieczór i poranek – dzień pierwszy". Jest rok 977 naszej ery.. By jednak mogła zrodzić się potęga, potrzebny jest fundament silniejszy niż zawieruchy historii – sprawiedliwe prawo, które da gwarancję wolności. O wolność jednak zawsze trzeba walczyć – i właśnie o tej walce, być może najważniejszej ze wszystkich, będzie opowiadać najnowsza powieść Folletta. Autor opisuje kształtowanie się nowej państwowości, która służyła nie tylko rządzącym plemiennym wodzom. Ta powieść kończy się tam, gdzie zaczynają się… Filary Ziemi. Wszystkiego za dużo. Bohaterów wątków. Nie mogę pozbyć się wrazenia, że to już bylo.Gruba i przegadana.Do tego koszmarnie maly dru nie nadaje się na ciemne popoludnia i wieczory.

środa, 6 stycznia 2021

Ksawery

O tym jak jeden list jest w stanie zmienić wszystko. Patrząc z dystansu na Małgorzatę widzimy idealny obraz żony i matki. Wiedzie wspaniałe życie u boku męża-lekarza. Ma piękny dom i trójkę zdolnych, ambitnych dzieci. Realizuje się jako pisarka. Jest otoczona miłością, a wszystkie jej potrzeby są zaspokojone. Jeśli się jednak przyjrzeć bliżej obnaża się wyjątkowo brzydki obraz. W przeszłości Małgosia popełniła błąd. Zakochała się. Zaręczona, na miesiąc przed ślubem wpada po uszy w tarapaty. Rafał był jej pisany od przedszkola. Najpierw jako para przyjaciół, a później zakochanych wypełnili idealny obrazek, jaki namalowali sobie ich rodzice. Ksawery za to wtargnął niespodziewanie i równie niespodziewanie zniknął. A konsekwencje tej krótkiej znajomości Małgosią będzie ponosiła przez całe życie. Bohaterka szybko orientuje się, że jej rola w małżeństwie z Rafałem sprowadza się do wychowania dzieci i prowadzenia perfekcyjnego domu. Pokornie pochyla głowę, rezygnuje ze swoich ambicji. Maltretuje się przeszłością. Na takim samobiczowaniu mijają jej lata. Służy rodzinie, służy mężowi, pozwala się upokarzać niezliczoną ilość razy. Z mizernym efektem stara się zdobyć uznanie pisaniem poczytnych powieści. Do momentu aż otrzymuje list od jednego z fanów. Klasyczny, papierowy. Pozornie zwyczajna rozmowa wywraca jej wartości do góry nogami. Odpala proces, który potrwa, ale przyniesie nieodwracalne zmiany. Książka jest jedną wielką grą pozorów, która zupełnie mną zawładnęła. Przeczytałam ponad 450 stron w dwa dni, nie będąc w stanie wytrzymać niewiedzy „co dalej ANNA KARPIŃSKA POSTSCRIPTUM