Każda rodzina jest nieszczęśliwa na swój własny sposób, Wszyscy są razem a jednak osobno . Skomplikowaną sieć wzajemnych zależności, wspólnych dramatów
i oczekiwań, ale także wspólnych pragnień. Testament Niny Wähä
to wielowymiarowa historia, skupiająca się na dziejach rodziny,
która ugrzęzła gdzieś pomiędzy Finlandią a Szwecją, która żyje
na granicy, ale nie tylko granicy dwóch państw. Także na granicy
moralności, powinności wobec innych i siebie samych. W tej niezwykłej
powieści wywodzącej się wprost ze skandynawskich rubieży dostajemy
wielogłos różnych postaci, który jak w kalejdoskopie pokaże nam obraz
rodziny, którą łączą nie tylko więzy krw
W powrocie do domu jest coś szczególnego. Albo się to lubi, albo się tego nie lubi, ale nie można być wobec tego obojętnym. Wszyscy tu nosza swoje gorzkie wspomnienia. Powrót wywoła lawinę zdarzeń , które w końcu doprowadza do tego co nieuchronne.
Historia rodziny Toimich toczy się gdzieś na fińskich
odludziach, w gospodarstwie Siri i Penttiego, wokół zbudowanej
przez nich rodziny, a może raczej systemu rodzinnego opartego o wzajemne
animozje, żal i wyrzuty, niekiedy o szacunek i miłość, ale to nieliczne
przypadki. Rodzina wykluta została na traumach poprzednich pokoleń,
na braku miłości i tym zimnym podejściu do dzieci, do drugiego
człowieka.
Testament to smutna historia o nieszczęśliwej
rodzinie, która stara się jakoś przeżyć, poradzić sobie, przetrwać?
Ale czy to wszystko, czego możemy oczekiwać od życia? Przeżycia
i przetrwania?
Nina Wähä stworzyła fabułę, która jest tak bliska
życiu, jak tylko się da. Rodzina Toimich, nawet mimo osobliwej liczby
jej członków, przypomina wiele rodzin. Rodzin naznaczonych trudnym
relacjami, surową opieką rodziców, głodem i niedostatkiem. Opisywane
wydarzenia są sugestywne, wspomnienia poszczególnych bohaterów przenoszą
nas w przyszłość i dzięki temu każdy bohater, istotny dla rozwoju
wydarzeń, zostaje nam pokazany z różnych stron. Nie ma tu prostych
odpowiedzi, a zło i dobro mieszają się, tworząc realny i bliski życiu
odcień szarości. I choć wybraliśmy już swojego antagonistę, to musimy
pamiętać, że każdy człowiek staje się tym złym z jakiegoś powodu.
Sceneria powieści Testament jest nad wyraz
surowa, taka jak fińskie rubieże, do których na Boże Narodzenie przybywa
główna bohaterka, Annie. To, co znamienne, przybywa, ale wolałaby
uciec. Nie rozumie sensu życia w tym niegościnnym północnym kraju, wśród
dzikich lasów. Odkąd pamięta, chciała odejść jak najdalej, zrobić jak
największe wrażenie swoją ucieczką, pokazać, że stać ją na więcej.
Niektórzy z jej rodzeństwa czują podobnie i także oddalają się, jednak
orbitują ciągle wokół matki, wokół ojca. Jak ćmy wokół zapalonej
żarówki, wiedzą, że się sparzą, a jednak krążą. W rodzinie Toimich
tak właśnie jest, tam tylko się czeka, by wetknąć szpile drugiemu,
by wyszydzić i wygarnąć nieco bolesnej prawdy. Nie jest łatwo wychowywać
się w wielodzietnej rodzinie, ale bycie jednym z czternaściorga dzieci
(dwanaściorga żyjących) to życie w nieustannej gotowości, to nieustanna
walka.
Nina Wähä wykreowała bardzo charakterystyczną dla
skandynawskiej prozy melancholię, jakąś surowość i dystans. Zdawałoby
się, że w Testamencie też będziemy z dystansem obserwować
poczynania bohaterów, wnikać w ich przeszłość i rozmyślać o przyszłości.
W jakiś jednak sposób stało się inaczej i z bardzo bliska obserwujemy
to, co dzieje się u Toimich – wierzymy im, współczujemy i rozumiemy.
Oprócz tego mamy zaserwowany szczególny obraz północnego pogranicza,
gdzie nic nie należy do nikogo, a przynależność do miejsca i narodowości
gdzieś się rozmywa opowieść rodzinna staje
się opowieścią o nas wszystkich. O braku miłości w rodzinie, o tym,
że niektóre dzieci nie są kochane przez rodziców, a niektórzy rodzice
nie są kochani przez dzieci. To wielowymiarowa historia o miłości
i niemiłości, o dojrzewaniu do bycia szczerym ze sobą. O bólu,
o traumie, o relacji i o braku szczerego kontaktu i tego,
co najważniejsze dla dzieci, przywiązania do kochającego opiekuna.
To historia także o żałobie po zmarłych dzieciach oraz żałobie
po rodzinie, jaką mogła być, gdyby nie śmierć i trauma.
Testament przypomina o tym, że skądkolwiek
nie pochodzimy, to najbardziej znacząca jest rodzinna relacja,
która może być blaskiem dla całego naszego przyszłego życia lub kłaść
się na nim ponurym cieniem. Ten bagaż rodzinnych doświadczeń ciągnie się
za nami, a dużo siły i pracy wymaga odcięcie tej pępowiny, zwłaszcza
kiedy rani, uprzykrza życie i tłamsi w rozwoju.
Testament
Nina Waha