poniedziałek, 30 listopada 2020

List

Poznajemy losy Małgorzaty oraz jej najbliższych. Druga część jest kontynuacją tej ciepłej i pełnej zawirowań historii. Do tej pory nie czytałam żadnej książki pani Anny Karpińskiej i bardzo żałuję, ponieważ autorka jest mistrzem przekazywania emocji i wnika w najgłębsze zakamarki czytelnika. Małgorzata to matka i żona, dla której rodzina jest najważniejsza. Do tej pory pełna wyrozumiałości, wybaczała mężowi liczne zdrady, ale przymykała na nie oko, ponieważ wie, że nie zawsze była wobec niego w porządku. Od lat skrywa tajemnicę, która nie daje jej spokoju. W pierwszej części poznajemy historię jej wielkiej miłości, która zostaje zerwana z dnia na dzień bez żadnego słowa wyjaśnienia. W drugiej części dowiadujemy się, że przyczyna była bardzo smutna w skutkach. Małgorzata spotyka się z nadawcą listów, które dostaje od pewnego czasu. Jest w szoku gdy dowiaduje się kto nim jest. Małgorzata mimo problemów osobistych cały czas stara się wspierać najbliższych. Jej przyjaciółka Iga ma raka piersi, a jej siostra odeszła od męża, bo pokochała jego syna i spodziewa się bliźniaków. Czy Małgorzata zazna jeszcze spokoju i odnajdzie prawdziwe szczęście? Podziwiam Gosię, że tyle czasu wytrzymała w małżeństwie. Rafał to manipulator, który dba tylko o siebie, a żona jest mu potrzebna do prania, sprzątania, gotowania i wychowywania dzieci. Jest zły kiedy dowiaduje się, że żona chce podjąć pracę, bo w tedy będzie miała mniej czasu na sprawy domowe, a to że jego ciągle nie ma w domu, bo rozwija karierę medyczną jest jak najbardziej w porządku. Podczas rozwodu pokazuje jeszcze bardziej podłą stronę swojego charakteru. Zrobi wszystko, żeby pogrążyć żonę, posunie się nawet do przekupstwa najmłodszej córki. To co przytrafiło się Małgorzacie może spotkać każdego z nas. Uwielbiam takie historie z życia wzięte. A Karpinska

niedziela, 11 października 2020

Rosja codzienna

Nikomu nie jesteśmy potrzebni” – takie słowa, w tej czy podobnej formie, wielokrotnie padają z ust bohaterów książki Jeleny Kostiuczenko. Weterani Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, górnicy, prostytutki, narkomani, bezdomni lokatorzy, migranci ekonomiczni, rodziny poległych, ofiary Biesłanu... To Rosjanie, o których Kreml nie chce wiedzieć, bo nie pasują do propagowanego obrazka pozłacanego imperium.

Poprzez historie pozostawionych samym sobie ofiar politycznych rozgrywek czy bezlitosnego systemu Kostiuczenko pokazuje prawdziwą rosyjską „czernuchę” – ciemne strony życia, naznaczone przemocą, bezprawiem i wykluczeniem, z którymi mierzą się obywatele kraju oligarchów i byłych agentów.


Wzrusza i najlepiej oddaje imperialną mentalność Rosjan tekst o ostatnich żyjących adresatach corocznych przemówień prezydenta, najwyższych urzędników i wszechobecnych pozdrowień „

Zwycięzców nad faszyzmem traktuje się jak symbole, weterani pełnią funkcję rozmytego tła. Nie mają dla Kremla i współczesnych Rosjan osobowości ani twarzy, przez 364 dni w roku żyją w zapomnieniu, nierzadko z trudem wiążą koniec z końcem. Tylko 9 maja, w Dniu Zwycięstwa, „schodzą” z przygotowanej przez władze metaforycznej półki „patriotycznych symboli” i na moment przypominają o swoim istnieniu.

Ten tekst jest szczególnie ważny i aktualny, bo odziera ze złudzeń i obnaża hipokryzję władzy, opierającej swoją wielkoruską narrację na marmurowych pomnikach, za nic mając zwykłych, szarych ludzi. A ci tak są nauczeni szacunku do władzy i ojczyzny, że nawet zrozumiałe łzy, ocierane ukradkiem ze wstydem, i poczucie krzywdy jawią im się jako niewłaściwe, „nie na miejscu”.

udaje się ubrać w słowa to, co wydaje się niewyrażalne. Ze szczególną empatią podchodzi do osób, które często nie zdają sobie sprawy, że na nią zasługują. To szczególnie wyraźne w reportażu „Życie w gnieździe”. Dziennikarka relacjonuje spędzone „dwadzieścia cztery godziny z tymi, którzy jutro umrą”, czyli narkomanami. Nie da się ich nazwać „użytkownikami substancji”, „krokodyla” – tzw. narkotyku biednych, który zebrał krwawe żniwo wśród byłych heroinistów w pierwszych latach minionego dziesięciolecia, doprowadzając dosłownie do rozkładu ich ciał, a w konsekwencji do bolesnej śmierci. Autorka jako jedna z nielicznych jest ciekawa nie samego uzależnienia, efektu zażywania śmiertelnej, przygotowywanej na domowych palnikach „zupy”, ale uczuć i myśli osób, którym nikt w Rosji nie chce pomóc.

Kostiuczenko nie ocenia bohaterów, ale potrafi oceniać czytelników, uderzając w czułe punkty: „Za tydzień jedno z nich umrze: w nocy, we śnie zatrzyma się serce. Drugie wbrew wszystkiemu spróbuje pójść na detoks i się uratować. A imiona ich nie są istotne, bo wam tak naprawdę jest przecież wszystko jedno”


Wszystkie teksty Kostiuczenko od początku były kierowane do Rosjan, którzy swój kraj i jego rzeczywistość bardzo dobrze znają. „Przyszło nam tu żyć” to książka o największych niezagojonych i ociekających ropą rosyjskich ranach. Autorka w wywiadach często podkreśla, że tekst może uznać za dobry tylko wtedy, kiedy „rwie jej duszę” – zbiór „Przyszło nam tu żyć” robi to wielokrotnie.

Jelena Kostiuczenko, Przyszło nam tu żyć. Reportaże z Rosji,


sobota, 12 września 2020

Lekarze

To niezwykła opowieść o najbardziej spektakularnych akcjach ratunkowych, górskich tragediach, których uniknięto tylko dzięki poświęceniu lekarzy. To także historia tajemnic ludzkiego organizmu na wysokościach, wystawionego na ekstremalne warunki „strefy śmierci” oraz barwna panorama niepowtarzalnych „lekarskich typów”, ludzi, którzy jeśli trzeba potrafią zrobić operację na własnym ciele. Albo ryzykować własne życie, by ratować innych. Książka ukaże się 26 lutego, nakładem Wydawnictwa Agora. Autorzy książki przybliżają rolę lekarzy, opisują najbardziej dramatyczne wypadki w historii polskiego himalaizmu, ale też codzienność w bazie, często zabawną. Rozmawiają ze wspinaczami i z samymi lekarzami, prezentują sylwetki kilku najintensywniej w górach działających. Sięgają do historii, by pokazać jak rozwijało się ratownictwo oraz medycyna górska. Piszą o tematach okołomedycznych, jak choćby tych związanych z częstymi na wysokości doznaniami poza ciałem (Out of Body Experience). Nie stronią od bolesnych opowieści, gdy na ratunek było już za późno. Z subtelnością opisują chwile, kiedy wspinacz i lekarz przegrywali ten najważniejszy pojedynek, bój o życie. “Lekarze w górach” to opowieść o granicach ludzkich możliwości, o człowieczeństwie, które przechodzi egzamin ponad chmurami. Historia ludzi, bez których nie byłoby wśród żywych wielu z dzisiejszych herosów wysokogórskiego wspinania. Lekarze wypraw himalajskich, to bohaterowie drugiego planu. Ale często też kluczowe postaci ekspedycji i to nie tylko wtedy, gdy w ścianie wydarza się wypadek. W złotych latach polskiego himalaizmu niewiele było wypraw bez udziału lekarza, Dziś zmienia się charakter wspinaczki i choć ratownictwo oraz medycyna górska zrobiły ogromny postęp, to coraz częściej, małe zespoły ekstremistów nie mają w składzie doktora, a co najwyżej mail i telefon do niego. Czy to dobrze? Warto sięgnąć po tę książkę, by próbować samemu odpowiedzieć na to pytanie. Czyta się jak kryminał

poniedziałek, 17 sierpnia 2020

KSIAZKA NA LATO

O tym jak jeden list jest w stanie zmienić wszystko. Patrząc z dystansu na Małgorzatę widzimy idealny obraz żony i matki. Wiedzie wspaniałe życie u boku męża-lekarza. Ma piękny dom i trójkę zdolnych, ambitnych dzieci. Realizuje się jako pisarka. Jest otoczona miłością, a wszystkie jej potrzeby są zaspokojone. Jeśli się jednak przyjrzeć bliżej obnaża się wyjątkowo brzydki obraz. W przeszłości Małgosia popełniła błąd. Zakochała się. Zaręczona, na miesiąc przed ślubem wpada po uszy w tarapaty. Rafał był jej pisany od przedszkola. Najpierw jako para przyjaciół, a później zakochanych wypełnili idealny obrazek, jaki namalowali sobie ich rodzice. Ksawery za to wtargnął niespodziewanie i równie niespodziewanie zniknął. A konsekwencje tej krótkiej znajomości Małgosią będzie ponosiła przez całe życie. Bohaterka szybko orientuje się, że jej rola w małżeństwie z Rafałem sprowadza się do wychowania dzieci i prowadzenia perfekcyjnego domu. Pokornie pochyla głowę, rezygnuje ze swoich ambicji. Maltretuje się przeszłością. Na takim samobiczowaniu mijają jej lata. Służy rodzinie, służy mężowi, pozwala się upokarzać niezliczoną ilość razy. Z mizernym efektem stara się zdobyć uznanie pisaniem poczytnych powieści. Do momentu aż otrzymuje list od jednego z fanów. Klasyczny, papierowy. Pozornie zwyczajna rozmowa wywraca jej wartości do góry nogami. Odpala proces, który potrwa, ale przyniesie nieodwracalne zmiany. Książka jest jedną wielką grą pozorów, która zupełnie mną zawładnęła. Przeczytałam ponad 450 stron w dwa dni, nie będąc w stanie wytrzymać niewiedzy „co dalej ANNA KARPIŃSKA LIST

środa, 5 sierpnia 2020

Z milosci


Bardzo ciekawe spojrzenie na losy kobiet w dzisiejszym Omanie. Dorastają one w zupełnie innej kulturze i co za tym idzie mają zupełnie inne oczekiwania od życia. Niektóre są szczęśliwe będąc druga czy trzecią żoną i współczują Europejkom, że wychodzą za mąż z miłości, bo "jak miłość się skończy, to zostaną z niczym". Mimo reform i coraz większego otwarcia na świat, aranżowane małżeństwa ciągle jednak mają się w Omanie dobrze. Trudno z naszej perspektywy jednoznacznie to oceniać.
jej książka o Omanie to świetna lektura, którą powinien przeczytać dosłownie każdy. Agata rozwiewa bowiem sporo mitów o życiu arabskich kobiet, z czułością i zrozumieniem opowiadając o żonach i matkach, które poznała w Omanie. Warto przeczytać, także po to, żeby nauczyć się patrzeć na świat bez uprzedzeń.

piątek, 10 lipca 2020

Lektury jedynki

Akcja osnuta jest wokół trwającej kilkadziesiąt lat budowy katedry w fikcyjnym mieście Kingsbridge. W tej powieści śledzimy losy dużej grupy bohaterów i trudno byłoby tak właściwie wskazać jednego głównego bohatera lub jeden najważniejszy wątek. Na tle wydarzeń historycznych związanych z okresem anarchii w XII-wiecznej Anglii powieść ukazuje losy zwykłych ludzi – mnichów, budowniczych, handlarzy wełną czy banitów.

Niewątpliwą zaletą tej powieści jest jej wielowątkowość. Follett ukazuje w niej przekrój ówczesnego społeczeństwa na tle wielkiej polityki, spisków i konfliktów. historii .

Widać, że autor narzucił sobie dość sztywne ramy i jednoznaczny podział bohaterów na dobrych i złych, choć należy podkreślić, że w tej sytuacji określenie “dobry bohater” nie musi wcale oznaczać osoby, którą lubimy. Mimo tego sztywnego podziału, miałam problem z jednoznaczną oceną niektórych bohaterów – część ich działań spotkała się z moją aprobatą, a część wzbudziła jedynie irytację.

Najbardziej obawiałam się tego, jak Follett poradzi sobie z umieszczeniem fikcyjnych wydarzeń w historycznym tle. Do tej pory znałam to połączenie jedynie z jego powieści szpiegowskich, których akcja z reguł toczyła się jedynie przez kilka dni. Czterdzieści lat budowy katedry i łączenie wątków fikcyjnych i historycznych przez ponad 800 stron powieści? To już wydaje się nieco trudniejszym zadaniem, ale i z tym Follett poradził sobie wyśmienicie. Widać, jak dużo pracy i serca włożył w gromadzenie materiałów niezbędnych do napisania tej powieści.

Wydawać by się mogło, że pisarz znany głównie ze świetnie sprzedających się powieści sensacyjnych, nie może się poszczycić kunsztem pisarskim najwyższych lotów. Nic bardziej mylnego. “Filary ziemi” czyta się z zapartym tchem nawet wówczas, gdy autor wyjaśnia nam zawiłości architektoniczne lub gdy docieramy do momentu, w którym akcja na chwilę przestaje galopować. Do tego zachwycający język – piękny i bogaty, a jednocześnie zrozumiały i niezwykle plastyczny.

Jestem niezwykle wdzięczna autorowi za sposób, w jaki ukazał w tej książce dwie niezwykłe kobiety – Ellen i Alienę. Obie dotknęła ogromna tragedia, żadna z nich jednak nie poddała się i wbrew przeciwnościom losu dążyły do tego, by pozostać sobą. Ellen buntuje się przeciwko temu, co doprowadziło do jej nieszczęścia, potrafi wyrazić swoje zdanie, nie jest jedynie posłuszną mężczyźnie marionetką. Wchodzi w związek dlatego, że chce, a nie dlatego, że nie potrafi żyć bez opieki. Alena musiała dość szybko dorosnąć i wziąć na swoje barki problem utrzymania siebie i brata. Świetnie radzi sobie w interesach, jest znakomitym handlarzem. Potrafi sama o siebie zadbać i jest pod tym względem o wiele bardziej inteligentna, niż niektórzy mężczyźni. Czyta się łatwo wspaniały język i najpiękniejszy opis aktu miłosnego jaki znam

Ken Follett

Filary ziemi

czwartek, 21 maja 2020

Donikąd. Podróże na skraj Rosji” to relacja łącząca usprawiedliwienia i obserwacje. Michał nie wie dokładnie, co chce odkryć, raczej kieruje się zewem przygody, ma nadzieję na to, że jeśli wyruszy przed siebie, przytrafi mu się coś wartego uwagi. Zdarza się, że przez wiele godzin bezskutecznie próbuje złapać stopa, z końca świata chce się dostać na jeszcze dalszy koniec świata. Wie, że nie znajdzie u kresu wędrówki (czy przynajmniej na końcu jakiegoś etapu) olśniewających miejsc, raczej zapadłe domy, nędzę i ruinę – a jednak próbuje, wprowadza w życie dziecięce rojenia i nie zraża się przeciwnościami losu. „Donikąd” jest właśnie relacją z takich wypraw, eskapad w poszukiwaniu bezgranicznej wolności – ale równie często jak zachłystywanie się bezkresem powraca do autora pytanie, po co właściwie to wszystko. Tom staje się osobistą opowieścią, relacją prywatną – nie przyczyni się do odkrywania świata (chociaż być może jakiś podobny autorowi marzyciel w pewnym momencie zechce sprawdzić, co oznacza możliwość nieograniczonych podróży i upewnić się, czy wybrał właściwy kierunek). Milczarek tyle samo uwagi poświęca miejscom co ludziom – jeśli trafi na coś w jego uznaniu wartego opisania, to to zaprezentuje, jeśli spotka kogoś, kto przynajmniej odrobinę oryginalności wykaże – włączy go do swoich opowieści. W efekcie dość często będzie mu brakować puenty dla podsumowania spotkania

Wzoruje się na innych słabe i egzaltowane. Z niechecila mnie dziwnymi metaforami, i pseudofilozoficznymi rozważaniami.

sobota, 25 kwietnia 2020

kryminalne lato

Harry jest dość typowym bohaterem, jeśli chodzi o skandynawskie kryminały. Alkoholik, abnegat, wciąż o krok od wyrzucenia z pracy, wciąż nieszczęśliwy i jakimś cudem ujmujący oraz oczywiście niezwykle skuteczny.

To postać z krwi i kości, i trudno do niej nie czuć sympatii, zwłaszcza, że w toku powieści poznajemy przyczyny szorstkiego sposobu bycia oraz alkoholizmu Harry’ego.
niesamowite jest to, że ten z pozoru zimny prawdziwie norweski policjant pojawia się w tej historii z bagażem doświadczeń życiowych, nie zawodowych, ale właśnie prywatnych.. D. U Nesbo, i to wydaje się ciekawe w postaci głównego bohatera, podobnie jak i innych pisarzy czarnych kryminałów, to właśnie śledztwo, dążenie do odkrycia prawdy, do ujęcia sprawcy zbrodni,

Nesbo rozczarowuje, a nawet więcej, jeśli spojrzeć na późniejsze tytuły z serii przygód Harry Holego, zawodzi. Intryga kryminalna w powieści „Człowiek nietoperz” jest przerysowana, miejscami pogubiona, niepotrzebnie zagmatwana i nie przekonująca. Z pozoru wydawałoby się, że współgra z przebogatym światem prawdziwego, widzianego od podszewki Sydney. To świat australijskich handlarzy narkotyków, sprzedawców seksu i ciała ludzkiego, zarówno męskiego i damskiego, to kraina głęboko zakorzenionych konfliktów społecznych i rasowych, to świat nawet w obrębie preferowanych rozrywek dziwnie barwnych, sztucznych, przerysowanych i bliskich średniowiecznym makabreskom czasu karnawału. Jeśli dorzucić do tego opowieści legend aborygeńskich opowiadane przez Andrew Kensigtona, to mamy tak zagęszczony świat przedstawiony, że ….w tych fragmentach powieści uciekałem do przodu, wyczekując biegu akcji, a zwłaszcza jej zwrotów
 
Pomysł jest. Niestety jego wykonanie nie do końca było udane. Tło dla intrygi kryminalnej barwne, kolorowe, egzotyczne, ale – powtórzę jeszcze raz – przerysowane, przegadane i bez czucia.

Po powieść „Człowiek nietoperz” nie powinien sięgać czytelnik, który innych kryminałów z cyklu książek kryminalnych z komisarzem Harrym Hole jeszcze nie czytał. Obawiam się niestety, że wówczas niekoniecznie zechce sięgnąć po naprawdę udane literacko inne tytuły cyklu.


środa, 8 kwietnia 2020

Ulubione blogera

Henryk Karpiowski razem ze swoim kolegą zrobił interes życia i zarobił dwadzieścia dwa miliardy złotych. Ponieważ musiał wyjechać służbowo, postanowił przechować u swojego najlepszego przyjaciela, Seweryna Chlupa, cały zgromadzony majątek, czyli dolary, diamenty i złoto. Depozyt został dobrze ukryty. W wyniku wypadku samochodowego Henryk traci pamięć. Niedługo potem Seweryn dostaje wylewu i umiera. Rodzina Karpiowskich postanawia odnaleźć majątek należący do Henryka, niestety, nikt nie wiem, gdzie został ukryty cenny depozyt

Trupów jako takich tu nie ma. Zamiast zamordowanych mamy całą galerię śmiesznych i żywych postaci, a wśród nich: pechowca z amnezją, wyśmienicie gotującą harpię, złodziejaszka o złotym sercu, niedoszłą narzeczoną, wnerwiające dzieciaki i wiele innych. A w samym centrum felerna zaginiona teczka z ogromnym majątkiem i oderwanym uchem. Jej znalezienie nie będzie takie proste... na kolejnych kartkach piętrzą się trudności o zdecydowanie zabawnym charakterze.

To idealne lekkie czytadło, przy którym można się odprężyć.

środa, 25 marca 2020

Bajka

W swojej najnowszej powieści Riley po raz kolejny zabiera nas w podróż, której nikt szybko nie będzie miał ochoty opuszczać. Buduje sentymentalną, nostalgiczną opowieść, która rozpoczyna się bardzo powoli, ale to znak rozpoznawczy tej autorki. Nie zrażajcie się wstępem, w którym niewiele się dzieje - im dalej w historię robi się ciekawie.

Wszystko rozpoczyna się od Posy Montague, która wkrótce skończy siedemdziesiąt lat. Wydaje się, że to zbyt sędziwy wiek, by przeżyć przygodę życia a i sama Posy ma już na swoim koncie sporo zatajonych faktów. Jednak teraz przyszedł czas na nowe wyzwanie. Chociaż kocha swój rodzinny dom w malowniczym miasteczku to wie, że musi pożegnać się ze wspomnieniami i podupadającym domostwem. W dodatku jej dzieci zarzucają ją własnymi problemami a dawny kochanek sprzed lat, który złamał jej serce nagle na nowo zagościł w jej życiu. Dlaczego akurat teraz?

Posy, która zmaga się z przeszłością i teraźniejszością, ale nie kończy się na niej. Jest też Freddie, który wraz z jej starym domostwem wydaje się skrywać wielki sekret. Są także synowie, pozostawiający wiele do życzenia, zarzucający matkę własnymi sprawami, nie potrafiąc dojść do porozumienia z własnym życiem. Ich historie łączą się w jedną, kompletną całość, która ma za zadanie nie tylko przekazać nam jak wielką rolę odgrywa bliskość drugiego człowieka czy jak ważne jest podejmowanie kluczowych decyzji, ale i ukazuje człowieka jako indywidualną jednostkę zależną od własnych czynów.

Pokój motyli" to piękna, głęboka i bardzo rozbudowana powieść. Nie każdemu przypadnie do gustu,
Czytajcie wiec

sobota, 14 marca 2020

Na dlugi wieczor

Stara prawda że lepiej żyć w  nieświadomości zawsze się sprawdza. Powoli uczę się tez, ze  najlepiej planować na dzień do przodu.  Nie chcemy wiedzieć co dalej i dobrze. Prosto szczerze, bez patosu.

Wszystko mogło wyglądać inaczej. Nathan Stramer mieszkał już z bratem w Ameryce, nie musiał wracać do Tarnowa. Przeżyłby XX wiek za oceanem, bezpiecznie. Wrócił dla Rywki, o której nie mógł zapomnieć. Zostali w Tarnowie, klepiąc biedę, choć Nathan miewał coraz to nowe pomysły na rodzinny biznes. Za każdym razem miał przeczucie, że „to będzie to”, a ona tylko milczała. Urodziła mu siedmioro dzieci, ale pierwszy syn zmarł po kilku tygodniach. „Pierwsze dziecko dla Boga” – powiedział Nathan. Pozostała szóstka jednak rosła zdrowo, radośnie

 Nie wiemy, który jest rok. Orientujemy się, że czas płynie, bo dzieci Stramerów rosną, najstarszy Rudek idzie na studia, Rena wdaje się w romans z żonatym mężczyzną. Wiemy, że im są starsi, tym mniej czasu im zostało, ale oni tego nie wiedzą.

Choć jednak, w przeciwieństwie do Stramerów, wiemy, zdarza nam się zapominać. Łoziński potrafi tak przybliżyć nam swoich bohaterów, że zaczynamy żyć ich życiem. Jesteśmy z nimi, kiedy się zakochują, kiedy trafiają do więzienia, kiedy Nathan zakłada restaurację. Chcemy towarzyszyć im jak najdłużej, poznać dalsze losy całej szóstki Stramerów i ich rodziców, choć tak naprawdę wolelibyśmy nie wiedzieć.

Autorowi udało się jednak sportretować przedwojenną codzienność tarnowskich Żydów bez epatowania cieniem Zagłady. Jego relacja jest ciepła, czuła, chwilami radosna.
Zaklina rzeczywistość

Kawal dobrej polskiej prozy. Książka pozytywna

M Łoziński

Stramer

piątek, 28 lutego 2020

Moje miasto noca


Prohibicja w Stanach Zjednoczonych. z zmieniła USA na zawsze. A w tym wszystkim Nowy Jork. Miasto legenda, w którym po sąsiedzku zamieszkały wielkie pieniądze, sztuka, zbrodnia i epickie imprezy. Nanamawiam Was do sięgnięcia po naprawdę świetną książkę: kolorową i mądrą zarazem, historyczną, ale też zaskakująco współczesną.

Ewa Winnicka, reporterka, której przedstawiać nikomu nie trzeba,

Starannie przeanalizowała zarówno genezę zakazu sprzedaży alkoholu, reakcję zróżnicowanego kulturowo, artystycznego i rozbawionego Nowego Jorku na te restrykcje, jak i skutki ich wprowadzenia. , opisała niepowtarzalny i unikalny czas przemian, czas rewolucji obyczajowej i kulturowej. Zbuntowany Nowy Jork to fascynująca opowieść o latach dwudziestych, zasiedlona przez groźnych mafiozów, wyzwolonych artystów, pełna muzyki, tańca i oczywiście… alkoholu.

W Zbuntowanym Nowym Jorku urzekła mnie ilość informacji i szczegółów, jakie przemyca Ewa Winnicka. Mamy tu kawał amerykańskiej historii, Stany Zjednoczone pokazane w przełomowym dla nich momencie, w którym zmieniło się niemalże wszystko. Podglądamy narodziny współczesnego świata – dzisiejsza obyczajowość, popkultura, nowoczesne media powstawały właśnie tam, w USA, na Manhattanie, w czasach prohibicji. Zbuntowany Nowy Jork wyjaśnia pochodzenie wielu popkulturowych motywów (jak choćby motym imponującego, twardego gangstera) i dzięki świetnemu udokumentowaniu, jest wspaniałą kopalnią wiedzy o tamtych czasach i o Wielkim Jabłku.

Bardzo polecam bo ostatnio trudno o tak dobre pisanie
 
Winnicka
 
Zbuntowany Nowy york

piątek, 14 lutego 2020

Saga o rodzinie

Splątane ze sobą losy członków pięciu rodzin – amerykańskiej, niemieckiej, rosyjskiej, angielskiej i walijskiej – na tle wydarzeń minionego wieku. .Akcja Upadku gigantów, pierwszej części trylogii, rozpoczyna się w 1911 roku, w dniu koronacji Jerzego V, i kończy w latach dwudziestych, w świecie zupełnie innym niż ten, któremu położyła kres pierwsza wojna światowa.

Panoramiczny obraz Europy i Ameryki w okresie, w którym oblicze świata zmieniło się bardziej, niż zdajemy sobie z tego sprawę.

Rok 1911. W Europie wprawdzie panuje pokój, ale na scenie politycznej wyczuwa się rosnące napięcie. Najmniejsza iskra może wywołać pożar i ta atmosfera rzuca cień na losy rodzin pochodzących z różnych krajów. Angielski hrabia, dla którego wojna jest kwestią honoru i warunkiem przetrwania brytyjskiego imperium. Walijski młody górnik walczący we Francji i Belgii oraz jego siostra wychowująca nieślubne dziecko. Dwaj rosyjscy bracia, z których jeden zostaje rewolucjonistą, a drugi emigruje do Stanów Zjednoczonych. Niemiecki oficer utrzymujący w tajemnicy przed ojcem – zatwardziałym obrońcą pruskich wartości – swój związek z angielską arystokratką walczącą o prawa kobiet. Amerykański student prawa, przed którym otwiera się droga do kariery politycznej… To na ich losach Follett opiera opowieść pozwalającą mu prowadzić czytelnika od walijskiej górniczej osady do salonów Londynu, Białego Domu, okopów pierwszej wojny, do gabinetów Wersalu, gdzie rozstrzygały się jej losy, aż po ogarnięty rewolucją Petersburg

Upadek gigantów

Follett Ken

sobota, 1 lutego 2020

Podróż w czasie


 Zawsze staram się wybrać coś ciekawego nienudnego. Jeżeli kryminał to tylko krwisty.  Ten krwisty może nie jest. Ale ma to coś. Nie mam pomysłu na własna książkę i żałuje. Wydaje mi sie ze wszystko już było. Ale nie.

Główny bohater osiem razy przeżywa ten sam dzień. Jest gościem na przyjęciu w pewnej wiejskiej posiadłości, ale codziennie budzi się w innym ciele. Wieczorem tego dnia zostaje zamordowana córka gospodarzy, a zadaniem naszego bohatera jest wyśledzenie mordercy. Wie, że jeśli mu się to nie uda, nigdy nie wydostanie się z tego zapętlenia w czasie. Co więcej, codziennie budzi się, pamiętając swoje poprzednie wcielenia, może więc dokładać kolejne cegiełki do swojej wiedzy na temat podejrzanych.

Świetny pomysł  intryga tajemnica trzeba tylko trochę czasu. Polecam

Stuart Turton 
„Siedem śmierci Evelyn Hardcastle



 

poniedziałek, 20 stycznia 2020

Nie mów nikomu



Ewa w noc swojego ślubu rzuca się z klifu. Nikt  nie potrafi wytłumaczyć jej desperackiego  kroku. Maź i przyjaciółka są zrozpaczeni.

Na tym skrótowym opisie i kilku pytaniach przybliżanie fabuły powieści Noc, kiedy umarła należy zakończyć, inaczej bowiem czytelnicy za szybko odkryją zdecydowanie zbyt wiele. Koncepcja Jenny Blackhurst jest bowiem bardzo prosta: równolegle poznajemy przeszłość Evie (a przynajmniej te jej fragmenty, którymi postanowiła podzielić się z najbliższą przyjaciółką), .

Ujawnianie tajemnic z pozoru idealnych postaci łączy Noc, kiedy umarła z konwencją domestic noir. Motywacje bohaterów zaprezentowane są wyczerpująco, jednak książka Blackhurst to nade wszystko thriller. Akcja powieści toczy się wartko, całość czyta się szybko, w kolejnych rozdziałach nie brak sztuczek  mających budować napięcie enigmatycznych zapowiedzi wydarzeń, które dopiero nastąpią. Autorka koncentruje się na zaskakiwaniu czytelników, na czym chwilami traci wiarygodność powieści, ale nie, nie jest to książka z „rozmachem” . Atutem powieści może być jej kameralność, osadzenie w gronie rodziny (kilku rodzin), w konkretnym miejscu i czasie. Dzięki temu można w tę historię uwierzyć, wnikliwy czytelnik znajdzie też wskazówki, prowadzące go do finału i ostatecznego rozwiązania intrygi

Czytając miałam wrażenie ze to werystko już było. Albo za dużo tego typu książek. Albo wszystkie są pisane według schematu.

Nie polecam.

Polecam się za to waszej pamięci przy rozliczeniach

Piszemy tak

KRS 0000186434

CEL SZCZEGOLOWY 437/G KATARZYNA GRZEDA 1%

poniedziałek, 6 stycznia 2020

OPOWIEM WAM O KASI

 Kasia choruje na dziecięce porażenie mózgowe. Urodziła jako wcześniak, przy porodzie doszło do niedotlenienia mózgu. Nie chodzę poruszam się wyłącznie na wózku. Wymagam pomocy drugiej osoby w codziennych czynnościach, w wyjściu z domu.
Uważam, że w życiu trzeba mieć cel. Konsekwentnie spełnia swoje marzenia: marzyła o studiach prawniczych i jest prawnikiem. Dzięki rodzicom, którzy dowozili mnie na zajęcia, w 2006 roku obroniłam się z prawa gospodarczego, potem ukończyła podyplomowe z rachunkowości i finansów.
W wolnym czasie uczę się sama włoskiego. Pisze artykuły. Jeden z nich opublikowała lokalna gazeta,
Bardzo lubie podróżować, poznawać nowe miejsca. Nie rezygnuje z marzeń.




Choroba  jest nieuleczalna. Jedyny  dostępny lek to rehabilitacja. Miesięczny koszt zajęć z fizjoterapeuta to 2000 miesięcznie  A NFZ nie refunduje rehabilitacji dla osób z dziecięcym porażeniem mózgowym…
Za zgromadzone dotychczas pieniądze kupiłam wózek inwalidzki, specjalne ortezy do chodzenia, i codziennie ćwiczę z fizjoterapeuta. Co można zobaczyć na zdjęciach.


To ten czas, gdy wszyscy dokoła proszą o 1% naszego podatku na jakiś bardzo ważny cel: chore dziecko, schronisko dla zwierząt, szkoła, stowarzyszenie…. Bardzo mnie frustruje fakt, że potrzebujących jest tak wielu, a procent tylko jeden. Tym bardziej trzeba go podarować. 


Do PIT należy wpisać:
KRS 0000186434
Cel szczegółowy: 437/G Katarzyna Grzęda 1%


Jeśli chcecie wesprzeć Kasię darowizną, to tutaj są potrzebne dane:
Fundacja Pomocy Osobom Niepełnosprawnym Słoneczko
77-400 Złotów Stawnica 33A
SBL Zakrzewo odział Złotów
Nr konta 89-8944-0003-0000-2088-2000-0010
Tytuł wpłaty: 437/G Katarzyna Grzęda darowizna


Podziel się tym co oddajesz

niedziela, 5 stycznia 2020

Bociany przylatuja zima

Temat mnie nie dotyczy bo nie mam i nie planuje dzieci Ale znam historie ludzi , którzy się na ten krok zdecydowali. I nie zaluja. Bo dzieci chorują płaczą i sprawiają kłopoty często

Bardzo dobra książka, pomaga uświadomić sobie jak trudno podjąć decyzję o adopcji i jak ciężko zmagać się z konsekwencjami tej decyzji każdego dnia.

Opowiedziane historie pokazują, że problemy, cierpienia i kłopoty rodziców nie kończą się z dniem, kiedy przywożą upragnione dziecko do domu, ale że od tamtej chwili pomagają swojemu dziecku nieść ciężar porzucenia, niejednokrotnie tragicznych przeżyć, czy chorób, którymi dziecko to zostało obarczone. Należy pamiętać, że najczęściej nikt o to dziecko się nie troszczył, nawet jeśli zostało adoptowane jako niemowlę, a fakt ten odbije się na jego życiu prędzej czy później,

Adopcja to nie koniec dramatów rodziców adopcyjnych, matki i samego dziecka, to po prostu moment, w którym te ludzkie cierpienia łączą się. To dopiero początek. Dlatego polecam wszystkim, którzy mysla o tym by dać szanse na normalność małemu człowiekowi



K Kolska

Opowieści o adopcjach