sobota, 17 września 2022

Trylogia na jesień

Kańtoch morduje ze świadomością, że kara musi być. Dlatego odpowiedzialni za zbrodnię nie unikną odpowiedzialności, choć może ona zostać wymierzona przypadkiem, niekoniecznie wedle litery prawa. I nie oczekujmy samosądu, a raczej wyrzutów sumienia.

Jako odkrywców zbrodni portretuje ludzi zwyczajnych, w tym wypadku studentkę prawa i dziennikarza lokalnej gazety, których na dodatek wplątuje w romans, małżeństwo i dzieci, co jest dopowiedziane w jej wcześniejszych powieściach, rozgrywających się dekady później. Sądząc po tytułach nawiązujących do pór roku, cykl układa się w cztery osobne, choć mocno połączone tomy. Tym razem mamy do czynienia z jesienią, a skoro były już wiosna i lato, z pewnością doczekamy się zimy.

Rzecz, jak u, dzieje się w Zagłębiu i na Śląsku. To lata 60. ubiegłego stulecia, co dla narracji ma wielkie znaczenie. Oto w regionie grasuje tak zwany wampir z Zagłębia, notabene postać absolutnie prawdziwa, seryjny morderca kobiet. Zatem na ulicach czai się strach, cień za plecami może oznaczać śmierć. Akcja dzieje się w październiku i listopadzie, zmrok zapada szybko, ciągle leje deszcz lub pada śnieg z deszczem, co dodatkowo wzmacnia poczucie grozy, a Kańtoch opisuje to tak, jakby sama zatrzymała się w jakiejś bramie, przemoczona i przerażona, gdyż zdawało jej się, że ktoś za nią idzie.

Bohaterką jest Krystyna Wojciechowska – niebawem mężatka, więc zmieni nazwisko – a w poprzednich książkach, czyli wiosną i latem, doświadczona funkcjonariuszka policji. Szlify znakomitej śledczej zdobywała w milicji obywatelskiej czasów PRL-u. A może lepiej powiedzieć, że to Krysia; ma bowiem 21 lat, mieszka z rodzicami, w gomułkowskim bloku, gdzie ciągle żywa jest pamięć starszego brata, ukochanego synka mamusi, który zaginął podczas wycieczki w Tatry. Studia Krysię nudzą, znajomi z uczelni irytują, ale rozwiązywanie zagadek kryminalnych już niekoniecznie

Nie będzie spoilerem, jeśli dowiemy się teraz, że chodzi o śmierć kilku młodych mężczyzn z niewielkiego miasteczka Szopienice, sąsiadów i kolegów z dzieciństwa. Milicja uznaje, że były to samobójstwa, choć zalkoholizowany emerytowany funkcjonariusz sądzi zupełnie inaczej, bo niby dlaczego kończą życie dokładnie w ten sam, wielce wyrafinowany sposób. Zresztą to on namówi Krysię na służbę w milicji, zdziwiony jej uporem i determinacją, by dojść do prawdy. Łatwo dziewczyna nie ma, bowiem morderca, a nawet ludzie niewinni, choć jakoś uwikłani, nie mają chęci i obowiązku, by tłumaczyć się nieopierzonej studentce. Lecz takie trudności tylko sprzyjają kryminalnej intrydze.

Osobnymi bohaterami stały się Zagłębie i Śląsk, wtedy miejsce ekologicznej katastrofy, dzięki kopalniom i hutom jakoś bogate, lecz przecież wynędzniałe, zabudowane blokami z tak zwanymi ciemnymi kuchniami, gdzie z trudem mieszczą się dwie osoby, i kruszącymi się familiokami; grzyb i wilgoć na ścianach, wspólny kibelek dla kilku rodzin, podwórka zamienione w klepiska, świniaki w przydomowych chlewikach. To świetna scenografia dla zbrodni, zabrudzona, ponura, choć pełna życia, jednak niekoniecznie spełnionego. No i ten wampir wzięty z prawdziwej historii. Aż strach się bać.

 

poniedziałek, 5 września 2022

Wizja

Ken Follett nitka po nitce, krok po kroku buduje pieczołowicie skonstruowany scenariusz, który może prowadzić tylko w jednym kierunku – tej ostatecznej, najokrutniejszej konfrontacji. Ukazuje cały ciąg pozornie niepowiązanych, niewielkich zdarzeń, splotów okoliczności, które działają jak efekt motyla. Jedno uderzenie skrzydeł w Afryce potrafi wzburzyć całym Dalekim Wschodem. Jedna kontrowersyjna decyzja, jedno nieprzemyślane słowo, jedna wywiadowcza pomyłka i wszystko runie w gruzy. 

Nie ma co ukrywać – „Nigdy” ma wydźwięk skrajnie pesymistyczny, ukazuje bowiem przyszłość w barwach najmroczniejszych, najciemniejszych. Follett budzi na nowo strach uśpiony po Zimnej Wojnie, strach przed potyczkami nuklearnymi, przed zagładą, która pochłonie wszystko i wszystkich. Pokazuje, że nad charakterystycznymi czerwonymi guzikami pieczę pełnią nie nieosiągalni giganci, ale zwyczajni ludzie. Ludzie, którymi kierują zwykłe słabości, zwykłe bolączki, zwykłe, ludzkie, niedoskonałe emocje. Miłość i nienawiść. Poświęcenie i żądza zemsty. Ta emocjonalność jest konieczna przy gatunku tak barwnym i fabularnie fantazyjnym jak thriller polityczny – pozwala kierować akcję na te najbardziej niekontrolowane tory, pozwala też podbijać stawki aż do nieskończoności. To Kenowi Follettowi udało się bez dwóch zdań.

Książka może przerażać swoimi gabarytami i niemożliwe jest pochłonięcie jej "na jednym posiedzeniu". Były momenty, zwłaszcza te stricte polityczne, które najzwyczajniej mnie nudziły,
Nie sposób przypisać tej powieści do jednego gatunku, dlatego też każdy znajdzie tu coś dla siebie. Połączenie thrillera, sensacji i wizji końca świata robi niesamowite wrażenie. Dowiedziałam się, jak wiele dyplomacji potrzeba, by powstrzymać ignorancję i chorą ambicję atomowych mocarstw; jak ciekawa i niebezpieczna bywa działalność tajnych służb wywiadowczych. Autor porusza ważne, jeśli nie najważniejsze bolączki współczesnego świata tj. bieda, walka z terroryzmem, rozgrywki polityczne na najwyższych szczeblach władzy, i roztacza przed nami katastroficzną wizję jego końca. Mnogość postaci, wątków i powiązań, sprawiła, że lektura wymagała sporego skupienia uwagi,