sobota, 23 listopada 2024

Wygrany

G dy powieść „I tak wygrasz” Jeffrey’a Archera „wpadła” w moje ręce, byłam przekonana, że czeka mnie niesamowita uczta. Tak też było, ale tylko do pewnego momentu. Później miałam wrażenie, że . Autor zabiera nas do Leningradu w 1968 roku. Ukazuje nam życie Rosjan pod rządami KGB. To czas nieufności w stosunku do wszystkich. Sąsiad donosi na sąsiada. Ludzie żyją w biedzie i nieustannym lęku. Na tym tle poznajemy Aleksandra Karpienkę i jego rodzinę. Aleksander chce w przyszłości zostać prezydentem, intensywnie uczy się języka angielskiego, jest bardzo inteligentny. Kocha grać w szachy. Jego przyjaciel Władymir z kolei pragnie pracować w KGB. Ojciec Aleksandra, Konstantin jest kierownikiem dokerów w porcie, chce założyć związek robotników. Za to właśnie zostaje zamordowany, choć oficjalnie uległ wypadkowi w czasie pracy. W co nikt nie wierzy.

Matka Aleksandra – Jelena to doskonała kucharka. Po utracie męża, pod ciągłą obserwacją KGB matka i syn postanawiają uciec z Rosji. Pomaga im w tym brat Jeleny – Kola. O wyborze statku, na który wsiądą, by uciec, decyduje rzut monetą. W tym momencie powieść zaczyna biec dwutorowo – w dwóch alternatywnych rzeczywistościach, które się przeplatają. Jeden statek zmierza do Stanów Zjednoczonych, drugi do Wielkiej Brytanii. Początkowo bardzo ciężko mnie się czytało o tych podróżach, gdyż były bardzo do siebie podobne. Z tym, że na statku do Nowego Jorku pasażerowie „na gapę” mieli o wiele gorzej, a na końcu nie chciano ich wypuścić ze statku, by nie tracić siły roboczej. Na statku do Wielkiej Brytanii trafili o wiele lepiej. Anglicy bardzo ciepło ich przyjęli i docenili doskonałą kuchnię Jeleny.

                 
Aleks w Nowym Jorku trafia na Brooklyn. Poznaje tutaj rosyjskiego imigranta Dimitrija, który pomaga jemu j jego matce odnaleźć się w nowym miejscu, w tak obcej dla uciekinierów rzeczywistości. Matka i syn znajdują schronienie w mieszkaniu przyjaznego rodaka. Wkrótce Jelena znajduje pracę w pobliskiej pizzerii i okazuje się, że ma niesamowity talent do robienia tego dania. Co trochę mnie dziwiło – bo nigdy wcześniej nie jadła pizzy. Aleks rozpoczyna naukę. Jest bardzo zdolny, ale jakoś nie ma zapału i chęci do przesiadywania w salach lekcyjnych. O wiele bardziej interesuje go granie w szachy za pieniądze. Jego wspólnikiem w tym procederze jest Iwan Donokow. Jednak czy ich spotkanie było przypadkowe? Pojawia się tutaj wątek szpiegowski – Aleks zostaje zwerbowany przez CIA. Jednak niestety, o tym jest bardzo mało w powieści. Zaledwie kilka wzmianek. A szkoda.

Chłopak postanawia dojść do wielkich pieniędzy i zostać milionerem. Uczy się, ale jednocześnie prowadzi stragany na targu obok mieszkania Dimitrija. Poznaje Abby i postanawia się jej oświadczyć. Jednak zanim to robi, zostaje wysłany do Wietnamu. Tam walczy i ratuje swojego dowódcę. Jednak również za niego ktoś poświęca własne życie. Ten wątek też był bardzo krótki. Gdy Aleks powraca z wojska, Abby oznajmia mu, że się zaręczyła. I tu kolejne dla mnie zaskoczenie – brak reakcji Aleksa, a wątek zostaje dosłownie ucięty. Chłopak ma nadal wielkie plany, by zostać bogaczem. Otwiera kilka pizzerii, które prowadzi jego matka. Wkrótce w spadku po jednym z przyjaciół dostaje udziały w podupadającym banku. Zostaje jego prezesem. Dzięki pomyślnym okolicznościom ratuje bank przed upadkiem i odnosi wielkie sukcesy w dziedzinie bankowości. Jednak pragnie powrócić do Rosji. Czy to właśnie tam na wypełnić się jego przeznaczenie?

Sasza
Sasza trafia wraz z matką do Londynu. Dzięki pomocy jednego z pasażerów Jelena znajduje pracę w restauracji, a Szasza rozpoczyna naukę – jest bardzo zdolny, wkrótce otrzymuje stypendium. W porównaniu do pomysłowego i przebojowego Aleksa, którego życie toczy się w Nowym Jorku, Sasza jest bardzo staroświecki i uczciwy. Wkrótce poznaje Bena Cohena, który zostaje jego przyjacielem i wciąga go do polityki. Chłopak uczy się w Cambridge. Po zakończeniu nauki z najlepszymi wynikami dostaje propozycję pracy na uczelni. Jednak bardziej ciągnie go do polityki. Sasza – imigrant rosyjski robi karierę w rządzie. Jak dla mnie jest to mocno przerysowane – w końcu w Izbie Lordów zasiadają przedstawiciele najlepszych rodów angielskich. Trochę dziwne, że tak łatwo i bez uprzedzeń przyjęli człowieka, bez tytułu i obcokrajowca.

Sasza poznaje Charlie, która niedługo później zostaje jego żoną. Ich życie się układa. Matka chłopaka zarządza siecią restauracji. Mija kilka lat. Sasza dostaje propozycje pracy w rządzie. Jednak on postanawia pojechać do Sankt Petersburga i spełnić swoje marzenie z dzieciństwa – chce kandydować na prezydenta. Spotyka tam swojego dawnego przyjaciela Władymira. Czy Sasza osiągnie swój cel?

jest tu wartka akcja, dużo wątków, intrygi, walka o władzę i wpływy oraz polityka. Jednak miałam wrażenie, że autor za dużo chciał opisać w zaledwie jednym tomie. Opisał dwie historie tego samego bohatera, w dwóch różnych rzeczywistościach, rozgrywające się na przestrzeni trzydziestu lat. Przez to akcja biegnie tu dosłownie „galopem”. Za to wątek polityczny dość mocno rozbudowany i jak dla mnie trochę przerysowany. Nielegalny imigrant z Rosji dostaje propozycję objęcia stanowiska w angielskim rządzie. Czy w rzeczywistości lordowie ze starych, arystokratycznych rodów tak chętnie przyjęliby kogoś bez tytułu i w dodatku cudzoziemca? Nie sądzę. Jeszcze w Stanach Zjednoczonych jestem skłonna uwierzyć w taki sukces Aleksa, ale co do Saszy w konserwatywnej i zwracającej uwagę na pochodzenie Anglii, już nie.

Ogólnie w powieści wszystko się bohaterowi udaje – złoty chłopiec . Prócz nielicznych problemów, które zawsze udaje mu się rozwiązać, wszystko inne idzie mu jak „po maśle.” Widocznie jest człowiekiem który zawsze jest w odpowiednim miejscu i dogodnym czasie i spotyka na swej drodze same życzliwe mu osoby. Szkoda, że w prawdziwym życiu nie jest tak łatwo osiągnąć zamierzone cele. To mnie w tej powieści najbardziej dziwiło. Łatwość z jaką udawało się bohaterom spełniać marzenia. Trochę zaskoczyło mnie zakończenie powieści, 

 

 

piątek, 4 października 2024

Gdzie jest Alicja

 

Demony przeszłości


Niektórym ludziom pisane jest się spotkać. Niezależnie od tego, gdzie się znajdują czy dokąd wybierają, któregoś dnia na siebie wpadną

 lko przeznaczenie mogło sprawić, że On i Ona spotkali się w Nowym Jorku na lotnisku JFK tydzień przed Bożym Narodzeniem. Ona to Madeleine Greene, trzydziestoczterolatka, właścicielka uroczej kwiaciarni  w Paryżu. On to Jonathan Lempereur, prowadzący wraz ze swoim przyjacielem Marcusem mały, francuski bar w centrum North Beach, włoskiej dzielnicy San Francisco. Niespodziewane spotkanie w malej kafeterii terminalu lotniczego i nieoczekiwana zamiana telefonów komórkowych odmieni ich życie, nadając mu blasku i rozwiewając mroki przeszłości.

 Kiedy Madeleine i Jonathan orientują się, że posiadają nie swoje telefony komórkowe, jest już za późno – dzielą ich tysiące kilometrów, zaś z powodu strajku poczty wymiana własności jest niemożliwa. Zainspirowani groteskową sytuacją, postanawiają naruszyć prywatność właściciela telefonu i… wzajemnie zgłębiają sekrety swojego życia. Okazuje się, że oboje mają za sobą burzliwe lata i tragiczne wydarzenia, które znacząco wpłynęły na to, kim są obecnie i czym się zajmują.

 

Miłość do kwiatów wpoił Madeline jej ojciec, a początkowe zainteresowanie przerodziło się w prawdziwą pasję, zaś po ukończeniu słynnej szkoły kwiaciarzy w Anger -  w sposób na życie. Tak naprawdę jednak, w głębi serca, kobieta jest policjantką, zaś ściganie przestępców i pomoc uciśnionym - jej życiową misją. Jako inspektor komisariatu Cheatam Bridge, Madeline pracuje wytrwale i skutecznie - przynajmniej do momentu, kiedy przydzielona jej zostaje sprawa Alice Dixon. Zaginiona czternastolatka, której matka zgłosiła fakt dopiero kilka dni po tym, jak ostatni raz widziano dziewczynkę żywą, staje się obsesją policjantki - tym bardziej, że ani na moment nie zbliża się ona do rozwiązania zagadki zniknięcia. Co więcej, mając za sobą trudne dzieciństwo u boku matki naznaczonej depresją, nasza bohaterka doskonale wczuwa się w sytuację Alice i identyfikuje się z nią. To głębokie poczucie zrozumienia, jedności niszczy Madeline, która bierze na siebie odpowiedzialność za dziewczynę, zaś niepowodzenie śledztwa wywołuje w niej poczucie niemocy i beznadziei. Tajemnicza paczka, dostarczona na adres komisariatu, zawierającą ludzkie organy, które zostały zidentyfikowane jako serce Alice, odbierają jej nadzieję na ocalenie swojej "duchowej siostry". Na dodatek do zabójstwa nastolatki przyznaje się seryjny zabójca zwany „Rzeźnikiem z Liverpoolu”, Herald Bishop. Madeline, wycieńczona długim i intensywnym śledztwem, na granicy szaleństwa, decyduje się na desperacki krok…

 Życie Jonathana również znacząco różniło się od tego, jakie wiedzie obecnie. Jego niesłychany talent kulinarny i fenomenalne wyczucie smaku otwierały mu drzwi do każdej restauracji. Wraz z rozwojem kariery, pojawiły się duże pieniądze oraz wielka miłość – Francesca i będący „oczkiem w głowie” syn. Zdrada żony - i to z najlepszym przyjacielem - wstrząsnęła w posadach jego światem, zaś złe decyzje finansowe i depresja doprowadziły go do ruiny. Powoli, z mozołem, odbudował on swoje życie w San Francisco, żyjąc spokojnie i unikając większych wstrząsów czy wyzwań – przynajmniej do momentu spotkania Madeline.

Telefon od anioła  Musso

 

 

 

 

poniedziałek, 22 lipca 2024

Media- Stan czwarty

 Na ponad 600 stronach obserwujemy równoległe życiorysy dwóch ludzi, których różni wszystko oprócz chęci zbudowania medialnego imperium. I bezwzględności.

Richard Armstrong urodził się w zapadłej wiosce na Słowacji. Krok po kroku uczy się jak robić interesy. Ma do tego smykałkę, jest odważny, błyskawicznie się uczy. Cudem uratowany z Holocaustu, trafia do Anglii, walczy z Niemcami we Francji, a potem trafia do okupowanego przez aliantów Berlina. Tam zaczyna się jego błyskotliwa kariera medialna. Keith Townsend to potomek rodziny bogatej rodziny, jego ojciec jest właścicielem gazet. Townsend postanawia reanimować tytuły. Dla nasycenia ambicji poświęca dosłownie wszystko.

Archer  jest wyjątkowo sprawnym rzemieślnikiem. To komplement. Pisarz zapewnia pierwszorzędną rozrywkę, umiejętnie dawkuje napięcie, każdy rozdział kończy się niespodziewanym zazwyczaj zwrotem akcji. Autor ze swobodą opisuje życie milionerów i wyższych sfer. To nie dziwi - jest baronem Archer Weston-super-Mare

piątek, 28 czerwca 2024

Trudna ksiażka

 

Jana Kippo przypadkiem wróciła do rodzinnego domu, nie planowała tego powrotu. Czekał tam na nią brat bliźniak, czekał stary pokój, czekała przeszłość, która nagle ścisnęła ją ze wszystkich stron. Jana rozgrzebywała stare rany, uczyła się wybaczać, próbowała zrozumieć… Teraz jej matka nie żyje, a ona wraz z bratem ruszają do wioski na północy, by ją pochować. Jadą tam, gdzie wszystko się zaczęło. Na miejscu czeka ich rozległa rodzina, czeka zbór religijny o restrykcyjnych zasadach, czekają traumy sprzed lat – to wszystko, czego nie da się tak po prostu pogrzebać. Rodzeństwo Kippo będzie musiało stawić czoła przeszłości i zadecydować o swojej własnej przyszłości.


. Saga Rodziny Kippów to historia rodziny destrukcyjnej i patologicznej, niszczącej i okrutnej. Wspomnienia przeszłości nie niosą ulgi, ale rozgrzebują niezaleczone nigdy do końca rany. Nasi bohaterowie stawiają czoła przemocy psychicznej i fizycznej, przemocy seksualnej, przemocy wobec dzieci, wobec kobiet. W tej rzeczywistości rodzina nie stanowi azylu, a dom rodzinny nie daje bezpiecznej przystani – to pułapka, to koszmar, to powrót do strachu w tej pierwotnej, dziecięcej postaci. Smirnoff dokonuje wiwisekcji rodziny, wiwisekcji zbiorowości, wiwisekcji społeczności. Rozkrawa ją, precyzyjnie rozcina, przygląda się jakby pod mikroskopem, światłem swojej opowieści pozwala zajrzeć w najgłębszą ciemność.

Jej narzędziem w konstruowaniu i dekonstruowaniu pozostaje niezmiennie język sagi. Surowy, prosty, wykreowany z rozmysłem, by lepiej zobrazować rzeczywistość bohaterów. Smirnoff unika interpunkcji, dzieli słowa lub je łączy, rozkłada zdania na części pierwsze, dodaje własne elementy. To język traumy, to język bólu, to język rozpaczy, inny, własny, charakterystyczny. W przekładzie Agaty Teperek ożywa dla polskiego czytelnika, pozwala wejść do tego intymnego, bardzo prywatnego świata jednej, niemałej wcale, rodziny, stać się świadkiem, podarować im swoją obecność. Wysłuchać.

O. Rodzina Kippów rozrasta się, wychodzą na jaw długo tłumione tajemnice, skrycie pochowane sekrety. To już nie tylko opowieść o Janie Kippo, o jej doświadczeniach i świecie, w którym musi się odnaleźć. To także opowieść o kobietach tłamszonych, niszczonych, spętanych. O zbiorowości toksycznej i zaślepionej, w której nie ma radości, nie ma książek, nie ma muzyki… , tylko pusta obietnica szczęścia, które nigdy nie nadchodzi. Karin Smirnoff podnosi poprzeczkę, podnosi stawki, buduje też napięcie jak w najlepszym dreszczowcu.

piątek, 17 maja 2024

Błekitny dym

 Przygotuj się na pełną napięcia podróż w filmie o namiętności, rodzinie, jedzeniu i pożarze.
Kiedy Reena  miała 11 lat, pizzeria jej rodziców została doszczętnie spalona. Trauma z dzieciństwa zmotywowała ją do zostania inspektorem ds. pożarów. Teraz, lata później, piękna kobieta powraca w rodzinne strony. Na miejscu, poza licznymi wspomnieniami, na Reenę czeka również przystojny stolarz Bo Goodnight  Jednak rodzący się romans może szybko zgasnąć. Wszystko za sprawą piromana z przeszłości, który rozpoczyna gorące żniwa. Kiedy kobieta odkrywa, że wszystkie pożary powiązane są z nią lub jej bliskimi, rozpoczyna żmudne i zaskakujące w skutkach śledztwo. Jednak czy zdąży uratować swoją miłość nim zginie w morderczych płomieniach? Rozpoczyna się wyścig z czasem i płomieniami... dosłownie!

poniedziałek, 1 kwietnia 2024

Sniadanie mistrzów

 Wywiady te j były publikowane na łamach Financial Times i cieszyły się ogromną popularnością. Co ciekawe książka jest podzielona na rozmowy z osobistościami ze świata sztuki, biznesu, mody i stylu życia, kuchni, ścigających i ściganych, polityki, sportu i intelektualistów. Miejsce spotkania wybierali zacni goście – płacił wydawca, to także daje pewien kontekst, tym bardziej, że sam dziennikarz nie pozostaje bezstronny a jego bezpośrednie komentarze sprawiają jakbyśmy naprawdę byli na miejscu. Sam z przyjemnością uczestniczył w spotkaniach, nie żałując sobie dobrego jedzenia, czasem wprost żałując, że rozmówca nie decydował się na trunek.

Każdy kto na co dzień uczestniczy w różnego rodzaju rozmowach biznesowych wie, że zupełnie inaczej rozmawia się w gabinecie prezesa a inaczej przy kawie czy obiedzie. Jak przebiegają rozmowy przy lunchu? Luźno, swojsko, inaczej. Całe spotkanie staje się w zasadzie nieformalne.

 Od razu łatwiej się porozumieć. Poza tym zauważa się wiele elementów charakterystycznych dla temperamentu, wybory miejsca i kulinarne pozwalają nam w inny sposób odkryć tego człowieka, jego sposób jedzenia, picia i przyzwyczajenia. .

Piękne karykatury dopełniają miejsca wyobraźni a rachunki za posiłek dużo mówią o preferencjach samych rozmówców. Widać kto jest wybredny, kto jest na diecie, a kto stawia na proste dania oraz kto i ile jakiego alkoholu wypija w porze lunchu. Jak traktuje rozmówcę, obsługę i na ile poważnie podchodzi do odpowiedzi.

Na niektóre rozmowy – zdarzało się czekać kilka lat. Wiadomo też kto i w jakich okolicznościach zapraszał dziennikarza na rewizytę. Niekiedy były to dłuższe posiedzenia, innym razem, szybkie, kurtuazyjne spotkania.

Muszę przyznać, że nie każdy wywiad mnie interesował, ale w zasadzie w każdym było coś albo czego się dowiedziałam, albo zawierał jakiś cytat, który mnie zainteresował.

Rozmawiają o tożsamości, przyjaźni, sukcesie, pasji, nawykach, koneksjach, ale i problemach, zmęczeniu podróżami, wyzwaniach. Niektórych z rozmówców już nie ma – a dzięki tym rozmowom, można ich odkryć na nowo. Widać dziennikarski sznyt i zadawanie tych wygodnych i tych mniej popularnych pytań oraz dobrą demagogię rozmówców i wybrnięcie z niewygodnych sytuacji. Wywiady są dość krótkie, są mniej merytoryczne niż się spodziewałam, ale dzięki temu łatwiej się czyta. Są to 52 perełki cieszące się największą popularnością – jest więc z czego wybierać.

poniedziałek, 11 marca 2024

Profesorowa

 

Tajemnicza śmierć na początku XX wieku w Krakowie zalanym powodzią zawładnęła głową profesorowej Szczupaczyńskiej. W tej powieści, poza kryminalną fabułą, liczy się znakomicie oddany charakter ówczesnego miasta.

W listopadowe dni, które często dobrze nie nastrajają, warto poszukać odprężenia.  


W piątej już części Maryla Szymiczkowa – postanawia przeprowadzić państwo profesorstwo z kamienicy Pod Pawiem przy ulicy Świętego Jana na Starym Mieście do nowoczesnego budynku Pod Śpiewającą Żabą przy ulicy Retoryka, usytuowanej w nowej dzielnicy Nowy Świat. Zofia bowiem zamarzyła o jaśniejszym i przestronniejszym mieszkaniu wyposażonym w łazienkę z… wanną. Użyła więc wszelkich sztuczek i technik manipulacyjnych, by do pomysłu przekonać męża Ignacego, raczej nieskłonnego do poważniejszych zmian w życiu. Jednak w połowie lipca 1903 r. Szczupaczyńska przeklina sama siebie za ten wybryk z przeprowadzką. Bowiem tę część Krakowa zalała wielka woda, z części pobliskich domów już ewakuowano mieszkańców, jej lokum powódź nie dosięgła, ale parter i suterena stały w wodzie.

Do suchej starej części miasta – do niedawna przecież jej części miasta – zamiast fiakrem musi dostawać się w najlepszym wypadku łodzią, ale częściej prymitywnymi środkami na prędce przystosowanymi do transportu, jak na przykład balią lub kadzią do kiszenia ogórków. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło! Na osłodę udręczonej Zofii, nieopodal jej domu, bo przy ulicy (czy raczej w czasie powodzi przy kanale) Wenecja wypływa trup młodego mężczyzny. Utonął przez nieszczęśliwy zbieg okoliczności czy może ktoś mu w tym pomógł? I już jest zagadka, która zawładnie głową profesorowej. Nie czekając ani chwili, od razu udaje się balią na drugą stronę, by sprawę zbadać. Tropiąc przyczynę śmierci, szybko natrafia na kolejnego trupa pod tym samym adresem. Dostaje również tajemniczy list od przyszłego nieboszczyka z wołaniem o pomoc, bo ktoś mu grozi zabiciem. Nadawca ufa Szczupaczyńskiej, bo wie, że rozwiązała już niejedną zagadkę kryminalną. Zofia nie zamierza go zawieść, nawet po jego śmierci.

Gdy ona prowadzi swoje dochodzenie – jak zawsze w tajemnicy przed mężem – Ignacy niesie pomoc powodzianom, a co zacniejsi mieszkańcy niedotkniętej wielką wodą części Krakowa śledzą stan zdrowia papieża Leona XIII, który w wieku 93 lat po 25 latach pontyfikatu zaczął poważnie niedomagać. Gazety codzienne ze szczegółami informują o temperaturze, apetycie i wodzie w płucach jego świątobliwości.

Wierne czytelniczki i wierni czytelnicy powieści wiedzą, że nie tylko fabuła kryminalna się tu liczy, lecz również doskonale oddany koloryt ówczesnego Krakowa. Choć mam – może niesłuszne – wrażenie, że w tym tomie proporcja została nieco zachwiana. Jakby autorzy erudycyjnym popisom i opisom miasta, pobocznym anegdotom oddali więcej stron niż potrzeba, tak że aż z niecierpliwością chce się przerzucić strony, by odnaleźć się na nowo w wątku śledztwa.

No i autorzy przedwcześnie zdradzają ważne dla sprawy fakty, dając książce tytuł „Śmierć na Wenecji” i obdarowując osobistego sekretarza denata imieniem Tadzio i wyposażając go w młody wiek oraz złote loki. Choć dalej z wielkim poczuciem humoru i efektownie przybliżają nam mikroświat gejowski tamtejszego KrakowaSzczupaczyńska myśląc, że to tajemne stowarzyszenie, udaje się do biblioteki, żeby z ową broszurą się zapoznać, i odkrywa, że „Urningowie byli mężczyznami dotkniętymi uranicznym popędem płciowym, to jest zwróconym do tej samej płci” oraz że są „przeważnie ludźmi wykształconymi oraz to nierzadko jawni lub ukryci epileptycy”. Duże uznanie dla Dehnela & Tarczyńskiego za dotarcie do tego kuriozalnego tekstu.

Jest jeszcze jeden wątek   ciekawy – prywatne śledztwo Franciszki, służącej profesorstwa Szczupaczyńskich – i według mojej opinii zmarnowany. Mamy sprawę badaną przez konserwatywną mieszczkę z elity – której bycie profesorową satysfakcjonuje chyba bardziej, niż gdyby sama miałaby być uczoną, zwłaszcza że jest zadeklarowaną przeciwniczką emancypacji kobiet – i sprawę prowadzoną przez przedstawicielkę kla. Ale że to wątek poboczny, niechętni jego rozszyfrowywania mogą go po porostu pominąć. W końcu ma to być przyjemna lektura odprężająca.

czwartek, 29 lutego 2024

STRAMEROWIE

 Dzisiaj dostajemy drugą część – kontynuację losów wojennych i tuż powojennych tytułowych Stramerów. (Zalecam nie czytać bez wcześniejszej lektury pierwszej części, bo dużo państwu umknie ważnych wątków!)

Nathana i Rywki już nie ma, zostali zamordowani przez Niemców, ale ich sześcioro dzieci przeżyło. Jak Łoziński powiedział w kilku wywiadach po premierze „Stramerów”, losy jego dziadka (w książce to Salek jest inspirowaną nim postacią) i jego rodzeństwa wyróżniały się na tle innych żydowskich losów wojennych, potoczyły się wyjątkowo, wszyscy przetrwali, dlatego zależało mu, żeby o nich napisać. I dobrze zrobił, bo wyszła z tego ważna opowieść, w której każdy detal jest dopracowany. Praca nad nią zapewne, podobnie jak wcześniej przy „Stramerze”, wymagała od pisarza wielu tygodni spędzonych w archiwach, wielu godzin rozmów ze świadkami, którzy przeżyli okupację – między innymi z Józefem Henem, który pod przykrywką pojawia się w powieści – oraz wielu kroków po Warszawie czy Konstancinie i Jeziornej.

Rudek, Hesio, Rena, Salek, Wela i Nusek Stramerowie: wojna ich rozdzieliła. Salek znalazł się na zachodzie, we Fancji; Rudek z Reną w Stalińsku na Syberii; Hesio w Moskwie; Nusek i Wela z mężem Natkiem w Warszawie i pod Warszawą w Jeziornej. Jest jeszcze Róża, córka Rudka, którą z tarnowskiego getta wydostała Babunia, przedwojenna polska opiekunka, i zabrała do Krakowa. Każde z nich przyjmuje nową, aryjską tożsamość, nowe imię i nazwisko, z którymi uczy się żyć i identyfikować. Trudno wskazać głównego bohatera powieści, ale Łoziński wyróżnia Nuska – najmłodszego, który w czasie okupacji dojrzewa, wchodzi w dorosłość. Gdy zamieszka w Jeziornej, ma 20 lat. Z niego czyni narratora, jedynego, który opowiada o swoich codziennych przeżyciach w pierwszej osobie. Nusek gada niby do siebie, a może do rodzeństwa – chciałby, żeby zobaczyli, na jakiego gościa wyrósł, jak świetnie sobie radzi, jakim jest fachowcem elektrykiem. Przyjeżdża do Warszawy, gdy akurat wybucha powstanie w getcie, jednak nie w głowie mu walka i wyższa sprawa, ale przetrwanie. Podobnie nie da się namówić na powstanie warszawskie rok później. Zatrudnia się w Jeziornej w niewielkiej fabryczce szyjącej mundury i koszule, od razu zjednuje sobie ludzi, każdy chce, by montował światło i naprawiał lampy u nich w domach, i Niemcy, i Austriacy. Mieszka u młodej wdowy, z którą – ku jego radości przeogromnej – traci dziewictwo. Pędzi z sąsiadem bimber. Jest sprytny, obrotny, choć nigdy nie przestaje być czujny. W końcu jedno czyjeś spojrzenie czy jego niewłaściwe słowo, a mógłby skończyć z kulką w głowie. Jego siostra Wela pracuje w tym samym zakładzie, ale udają, że się dopiero tam poznali. Ona z mężem Natkiem też muszą odgrywać ledwie znajomych. I wszyscy troje muszą się śmiać z antysemickich dowcipów. Zanim Nusek trafi do Jeziornej, Wela pracuje w fabryczce w Warszawie, przy Towarowej. Musiała razem z polskimi kolegami i koleżankami z pracy kibicować Niemcom, by złapali zbiegłą Żydówkę z getta, oddzielonego od ich zakładu murem.

poniedziałek, 5 lutego 2024

Smutna KSIĄŻKA

 Szklany ogród” to historia dziewczynki wykupionej przez jej przyszłą mamę z wiejskiego sierocińca. Tamara Pawłowna - tak się nazywa bowiem kobieta - wymyka się wszelkim stereotypom. To postać, która dobro czyniąc, zło sprawia, parafrazując Antygonę. Tamara Pawłowna „świeciła oślepiająco, przypiekała i wszystko zamieniała w popiół. Była jak czarodziejski ptak”.

„Szklany ogród” to opowieść o dojrzewaniu młodej dziewczyny, w której tle przewija się najnowsza historia Mołdawii, a jednym z najważniejszych problemów podjętych przez autorkę jest kwestia języka. Bohaterka - Jaskółka - w sierocińcu nauczona została języka rumuńskiego, ale by dokonać awansu społecznego musi nauczyć się rosyjskiego. „W rosyjskim inaczej układają się słowa. Po rumuńsku jaśniej pamiętam”, zaznacza pierwszoosobowa narratorka. Codziennie uczy się siedmiu nowych słów. „ Kiedy się myliłam, zginała palec wskazujący i uderzała mnie w czoło. Patrzyła przy tym pozbawionymi rzęs oczami z niesmakiem, a ja miałam ochotę sama się ukarać”.

Kim jest Tamara Pawłowna? Czy główna bohaterka ją wymyśliła? „Szklany ogród” to powieść skonstruowana z wielu krótkich rozdziałów, które są trochę jak rozsypane puzzle, które tylko pozornie łatwo będzie poukładać. Tibuleac z jednej strony maskuje tym fabularne niedostatki tej powieści, z drugiej wciąga czytelnika w odpowiedzi na zadane pytanie. Udaje się jej utrzymać czytelniczą uwagę choćby opowieścią o Mołdawii okresu przemian ustrojowych. Kraju niezwykle różnorodnego etnicznie, w którym na podwórzu bawią się dzieci wielu tożsamości.

„Kiedy na podwórku rozmawiałam z innymi dziećmi i zwierzaliśmy się sobie, co jedliśmy, odpowiedzi były skrajnie różne. Pomyślałbyś – dwa różne światy. Dzieci mołdawskie odpowiadały: kluski kładzione, zimne nóżki. Sałko, warieniki – deklarowały dzieci ukraińskie, a rosyjskie dodawały – kartoszka, sieliodka. Tylko ja oświadczałam z dumą: „konserwy” i nie mogłam pojąć, dlaczego wszystkie się ze mnie śmieją. Asia, córka Róży, nigdy nie mówiła, co jadła, ale nie musiała. I tak wszyscy wiedzieli, że Żydzi jedzą dobrze”. O i to jest mocarne zdanie: „I tak wszyscy wiedzieli, że Żydzi jedzą dobrze”...

W przeciwieństwie do „Lata...” dużo mniej w „Szklanym ogrodzie” światła, nadziei na lepszą przyszłość. Tibuleac pokazuje świat, który się rozpada i którego nikomu nie uda się złożyć. Świat, nad którym unosi się widmo wojny domowej. Dla wszystkich, których fascynują historie skomplikowanych tożsamości w postkomunistycznych krajach, jest to lektura obowiązkowa. Mołdawsko-rumuńska pisarka kapitalnie pokazuje jak rosyjskojęzyczna przestrzeń była przestrzenią prosperity i walki o lepszą przyszłość, w przeciwieństwie do wiejskiej, bazarowej mołdawskości. „Im lepiej mówiłam po rosyjsku, tym wyżej widziałam siebie na drabinie. Mój apetyt rósł i wspinał się po jej szczeblach w górę. Sierota, która przez siedem lat marzyła o zagranicznej sukni ślubnej, ustąpiła miejsca dobrze ubranej miastowej dziewczynie, cwanej i pazernej”. W innym momencie Jaskółka dodaje: „byłam Rosjanką bardziej, niż gdybym się nią urodziła. Poza tym to był jej język, chociażby ze względu na nią powinnam go była wybrać. Powiedziałam jednak „nie”. Wybrałam dziadowskich Mołdawian”.

Tibuleac, a raczej jej bohaterka, pisze o mołdawskim, że jest to „język pozbawiony sensu”, ale jednak jej, wybrany. „Szklany ogród” poza tym, że jest bildungsroman, love story, jest też powieścią o języku i jego kruchości. I ten wątek wydał mi się podczas lektury najciekawszy, szczególnie od czasu, gdy uświadamiamy sobie dużo silniej imperialną, kolonizacyjną rolę języka rosyjskiego.

Na deser zostawmy sobie zaś język rumuński, którego również bohaterka powieści Tibuleac się uczy. Język będący „jak wrośnięty w ciało paznokieć”. Co zrobić z językiem, który nie nazywa ulubionych owoców? Jestem w stanie wybaczyć wszystko Tibuleac - momentami nadmiernie rozpoetyzowaną frazę, zakrywanie niedostatków fabularnych konstrukcją - za opowieść o uwikłaniu w język i tożsamość, którą ze sobą przynosi. I o tym, że wiele zależy od nas samych i naszych decyzji. Adoptowane dzieci wiedzą to lepiej.