sobota, 20 stycznia 2018

Moja dziennikarska pasja


Mówi  się ze przyjaciel to ktoś,  z kim zaczyna się rozmowę  w przerwanym ostatnio miejscu. Takie osoby często spotykamy przypadkiem. A zostają z nami na całe życie. Jestem jak rzymski filozof. Szukam człowieka. Takiego, z którym można przegadać cała noc. Albo przesiedzieć. Bo po pewnym czasie, słowa są niepotrzebne.

Moje najcenniejsze znajomości zaczęły się od błysku. Od myśli, że na pewno spotkaliśmy się w poprzednim wcieleniu. Wierzę w to, że osobę o której jest ten tekst, zesłała mi Opatrzność .

Stało się tak w chwili, kiedy kończyłam szkołę. Jeden etap się skończył. Ale zaczął się nowy. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że, najlepszy. Wspominam go tak do  tej pory.

Początki znajomości zatarły mi się całkiem. Pamiętam, że zobaczyłam kobietę która zaproponowała że nauczy mnie grać na pianinie. Zwykle niestety jestem pesymistką. Jeśli coś może być gorzej to zawsze będzie. Jednak bez chwili zastanowienia powiedziałam tak.

Dopiero po pewnym czasie pomyślałam nic z tego nie będzie. Z moją neurologiczną chorobą mam problem z zawiązaniem samemu butów. Z trudem  i długo uczyłam się pisać. Nie były to czasy komputerów i Internetu. Na pewno nie dam rady grać. A jestem z natury ambitna i nie znoszę przegrywać.

Kiedy ma się naście lat, dorośli ludzie są dla Ciebie starzy.  Lubię poznawać nowych ludzi i  rozmawiać z nimi.  Ale moja nowa znajoma- Ania mogłaby być moją babcią. Po za tym dlaczego zamiast korzystać z życia na emeryturze, zajmuje się niepełnosprawnymi.

W dodatku nigdy nie chciała za pracę, ani grosza Nie miałam wtedy swojego instrumentu.  Rodzice dowozili mnie do mieszkania Ani i jej męża. Później zostawałam po lekcjach. Nauczycielka pozwalała mi korzystać z pianina w szkole. Co mojej pracującej mamie odpowiadała. Bo odbierała mnie po południu/

Palce mojej lewej ręki nie chciały współpracować. Łagodnie  mówiąc Były ze sobą złączone prawie na stałe. Potem dowiedziałam się że Szopen też miał takie problemy.  Do dziś nie wiem, czy to prawda. Czy tylko zachęta do ćwiczeń, które mnie zajmowały trzy razy dłużej niż innym. Ani ja nie przypominałam przeciętnego ucznia. Ani moja nauczycielka przeciętnej staruszki na emeryturze.  Duży wpływ na postępy w grze miały czekoladki, które mi nigdzie tak nie smakowały jak u Was w domu. (Tą sama metodą nauczyłam się tabliczki mnożenia.) Potem miałam lekcje u siebie bo dorobiłam się organów. Często więcej czasu spędzałyśmy wspólnie na gadaniu niż graniu. Okazało się że  mam do towarzystwa, renesansową kobietę.

Tylko ona potrafi wymyślić utwór dla mnie i zapisać nuty z głowy.  I wie kim był Stachura, nie cierpi audiobooków. Ja za to lepiej obsługuję komputer. Muszę tylko pamiętać żeby nazywać ją Hanką bo tak woli.
Ten tekst jest o najważniejszej osobie w moim życiu.  Bo uświadomiła mi, że lepiej spróbować nowych rzeczy, nawet jeśli nie do końca wyjdą. Niż żałować że coś nas w życiu ominęło. Chociaż nie zostałam wirtuozem fortepianu. sprawne ręce bardzo mi się w życiu przydały.





Fundacja Słoneczko 0000186434  437/G Katarzyna Grzęda 1%







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz