Morze spało pod lodem, a głęboko w ziemi, między korzeniami, wszystkie małe stworzonka śniły o wiośnie. Ale do wiosny było dość daleko, bowiem Nowy Rok minął dopiero co
Petra Soukupová „Najlepiej dla wszystkich”,
M „Najlepiej dla wszystkich” czyta się bowiem znakomicie, choć to chwilami bardzo mocna powieść o toksycznych relacjach rodzinnych. To historia Victora, którego matka wywozi na wieś do babci, bo sobie z nim po prostu nie radzi. Zresztą dostała właśnie rolę w serialu, to jej szansa, a rozrabiający dziesięciolatek jest za dużym obciążeniem. Victor jedzie więc na wieś, do pogrążonej w żałobie po mężu babci, która nie rozumie, po co mu ten cały internet i dlaczego nie może po prostu iść na dwór. Matka walczy z wyrzutami sumienia i obawą, że straci syna, babka pragnie wkupić się w łaski wnusia, ale nie na tyle, żeby zrezygnować ze swoich zasad, a Victor musi szybko dorosnąć. Zarwałam dla tej książki noc i choć zakończenie mnie nieco rozczarowało, uważam, że całość broni się całkiem nieźle.
Tana French „Wiedźmie drzewo”
Bardzo lubię książki Tany French, ni to kryminały, nie to powieści psychologiczne. Zapewniają rozrywkę na dobrym poziomie, napisane są ładnym językiem, a ich akcja często toczy się w bardzo klimatycznych miejscach typu stare domostwa i ciemne lasy. Miłośnicy kryminałów mogą być rozczarowani, ponieważ intryga gra tu drugorzędną rolę. „Wiedźmie drzewo” nie jest najlepszą książką tej autorki, ale myślę, że trzyma poziom. Mamy tu popełnioną przed laty zbrodnię, irytującego bohatera i sporo grzebania we wspomnieniach. Całość wciąga, choć przyznam, że mało już pamiętam, a od lektury minęło dopiero kilka tygodni. Jako rozrywka na długi, zimowy wieczór powinna się ta książka jednak doskonale sprawdzić.
Iain Banks „Ulica Czarnych Ptaków”,
Coś dla osób, które nie przepadają za nowościami i wolą buszować po allegro niż po bonito. „Ulica Czarnych Ptaków” to szkocka saga rodzinna, którą otwiera całkiem mocne zdanie: „Był to dzień, w którym wybuchła moja babcia”. Potem jest tylko lepiej. Mamy ekscentryczną rodzinę, fascynującego głównego bohatera, który jest zarazem totalnie niewiarygodnym narratorem i pokaźną dawkę sarkazmu. Wsiąka się w tę książkę po uszy.
Einar Kárason „Sztormowe ptaki”, tłum.
Trochę ponad 100 stron, ale ile emocji!
Grupa islandzkich rybaków wypływa w daleki rejs. Chcą złowić
karmazyna, wiedzą, że łatwo nie będzie, ale piękna pogoda usypia
ich czujność. Do czasu. Żywioł uderza w nich ze wszystkich stron
i będą musieli stoczyć walkę na śmierć i życie. Kárason pisze
niesamowicie plastycznie, a Jacek Godek pięknie to przełożył na
polski. „Sztormowe ptaki” to lektura na jeden wieczór, ale
będzie to wieczór dobrze spędzony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz